Powrót? Może. Niekoniecznie. Czy jest sens czytania rozdziału poniżej? Podejrzewam, że nie, ale wybór należy do was. Yarukai? Mam 5 w miarę krótkich rozdziałów, ale TO RÓWNIEŻ zależy od was, czy je wrzucę - Chodzi tu oczywiście o to, czy chcecie, bym je wrzucił, a jak wiecie, trzymam je od wakacji(?). Ja sam nie jestem do nich przekonany. 6 rozdział Fukan? Coś tam jest, zapewne więcej niż połowa rozdziału, może kiedyś dokończę. Co jeszcze znalazło się na liście moich opowiadań, które napisałem podczas mojej nieobecności? Rīfu to Kurukku, z jap. Oszust z Liścia, około 1,2 rozdziału (1 cały i 1 skończony w 20%). No, i oczywiście 2-3 opowiadania niezwiązane z Naruto, których nie chcę publikować - robię je na wypadek niespodziewanych konkursów literackich. Witam serdecznie, proszę o wyrażenie opinii na temat poniższego tekstu, jak i żegnam - sam nie wiem, na jak długi okres.
Wypuściłem zalegający w ustach dwutlenek węgla, a następnie, korzystając z okazji, wyciągnąłem z kabury bandaż, którym prowizorycznie zawiązałem część głowy włącznie z lewym okiem. A raczej dziurze, w której takowe się znajdowało.
Zerknąłem ukradkiem na bruneta, który, tak jak ja, ledwo utrzymywał się na nogach. W każdym razie, sprawiał takie wrażenie. Spuściłem wzrok zanim zorientował się, że na niego patrzę. Wciąż mógł rzucić na mnie Tsukuyomi.
Opadłem na lewe kolano, gdy poczułem w nim ostry ból. W międzyczasie Itachi pojawił się przede mną, przebijając bark kunai'em. Opadłem na plecy, wyginając nogę pod dziwnym kątem. Kaszlnąłem krwią, brudząc i tak zakrwawioną już twarz Uchih'y.
- Przegrałeś...
- Obaj - zaśmiałem się, choć bardziej przypominało to niewyraźny warkot. W tej samej chwili nad nami pojawiły się dwa klony z grubym, długim na dobry metr kołkiem, który przebił się przez plecy przeciwnika. Niestety, z braku sił i zmęczenia nie utrzymały ciężaru, co poskutkowało wbiciem się go również i we mnie. Klony zniknęły.
Oczy Itachi'ego zaczęły gasnąć.
- Przeszukaj mn... - zdążył wycharczeć, lecz w tym samym momencie jego serce zaprzestało pracować. Oczy już całkowicie zgasły, wraz z Sharingan'em, a ciało rozluźniło się.
Umarł, a ja pozostałem pod jego ciałem, połączeni kołkiem.
Densen - Ichi
Ten, kto traci pieniądze - traci dużo.
Ten, kto traci przyjaciela - traci więcej.
Ten jednak, kto traci ducha - traci wszystko.
Przysłowie hiszpańskie
Przysłowie hiszpańskie
Wypuściłem zalegający w ustach dwutlenek węgla, a następnie, korzystając z okazji, wyciągnąłem z kabury bandaż, którym prowizorycznie zawiązałem część głowy włącznie z lewym okiem. A raczej dziurze, w której takowe się znajdowało.
Zerknąłem ukradkiem na bruneta, który, tak jak ja, ledwo utrzymywał się na nogach. W każdym razie, sprawiał takie wrażenie. Spuściłem wzrok zanim zorientował się, że na niego patrzę. Wciąż mógł rzucić na mnie Tsukuyomi.
Opadłem na lewe kolano, gdy poczułem w nim ostry ból. W międzyczasie Itachi pojawił się przede mną, przebijając bark kunai'em. Opadłem na plecy, wyginając nogę pod dziwnym kątem. Kaszlnąłem krwią, brudząc i tak zakrwawioną już twarz Uchih'y.
- Przegrałeś...
- Obaj - zaśmiałem się, choć bardziej przypominało to niewyraźny warkot. W tej samej chwili nad nami pojawiły się dwa klony z grubym, długim na dobry metr kołkiem, który przebił się przez plecy przeciwnika. Niestety, z braku sił i zmęczenia nie utrzymały ciężaru, co poskutkowało wbiciem się go również i we mnie. Klony zniknęły.
Oczy Itachi'ego zaczęły gasnąć.
- Przeszukaj mn... - zdążył wycharczeć, lecz w tym samym momencie jego serce zaprzestało pracować. Oczy już całkowicie zgasły, wraz z Sharingan'em, a ciało rozluźniło się.
Umarł, a ja pozostałem pod jego ciałem, połączeni kołkiem.
Kilka godzin później czułem się naprawdę słabo. Krew moja i bruneta mieszała się, ale nie byłem pewny, czy powinienem się cieszyć z tego powodu. Po kolejnej godzinie zemdlałem.
Ocknąłem się w nocy - zapewne kolejnego dnia. Czułem się trochę mniej zmęczony niż wcześniej, jednak kołek dalej sprawiał mi ból, choć nie taki, jak na początku. Czyżbym zaczął się przyzwyczajać do bólu? Pewnie gdyby nie Kyūbi, już dawno umarłbym z Uchiha'ą.
Tym razem było grubo po południu, słońce zaczęło zachodzić. Dalej czułem nieziemskie zmęczenie, mimo to zacząłem spychać czarnookiego. Jęknąłem głośno, gdy przestałem czuć wbitego kołka i ciężaru ciała na sobie. Wyczerpałem jednak zebrane przez te dwa dni siły.
Był świt. Wątpiłem, bym przespał jedynie noc, zapewne przespałem cały dzień. Trzy dni zajęło mi jako takie pozbieranie się po walce z przeciwnikiem rangi S. A w Akatsuki jest wielu silniejszych od Uchiha'y. Jęknąłem, gdy próbowałem się podnieść. Mimo że Kitsune zaleczył moją ranę, całe ciało było sztywne. Udało mi się za piątym podejściem, ale przesunąłem się tylko na kilka kroków wprzód i od razu runąłem na ziemię. Dokładniej - na ciało Uchiha'y. Mruknąłem niezadowolony, a jednocześnie odetchnąłem z ulgą, gdy nie poczułem kołka, który wbijałby mi się w jakąkolwiek część ciała.
- Przeszukaj mn...
Westchnąłem, ale zmusiłem ręce do pracy. Pełno bezwartościowych papierów, pierścień i... pojemnik na mocz? Przyjrzałem się mu bliżej, po czym sapnąłem zaskoczony. Odłożyłem go na bok, a następnie czym prędzej zacząłem dalsze poszukiwania. Nie było nic innego, co by mnie zainteresowałem. Spojrzałem ponownie na pojemnik. I na oko, oko Shisui'ego Uchiha'y w środku.
- Naruto! - dotarł do mnie znajomy krzyk. Podniosłem głowę do góry, opierając ją na drzewie.
- Kakashi- sensei, Sakura - zdążyłem wyszeptać, uśmiechając się przepraszająco. Później moje ciało rozluźniło się, a głowa opadła na bok, ciągnąc za sobą ciało. Zemdlałem.
- Budzi się - usłyszałem szepty, gdy z wolna zacząłem odzyskiwać świadomość. Dalej po części nieprzytomny otworzyłem oczy - a raczej oko - które od razu zasłoniłem ręką. Intensywne światło było dla mnie nieznośne, ale już po chwili zacząłem się przyzwyczajać.
- Mina*? - jęknąłem, rozglądając się po pomieszczeniu. Byli tu wszyscy. Od mojej drużyny, przez sensei'ów innych, na Hokage i Shizune-nee-chan kończąc.
- Wszystkiego najlepszego z okazji powrotu do zdrowia, Naruto!
W pomieszczeniu pozostała jedynie Sakura. Tsunade i Shizune musiały wrócić do pełnionych przez nich obowiązków, reszta też miała coś do roboty, ale obiecali mi, że pójdziemy na Ramen po moim wypisaniu ze szpitala.
- Cieszę się, że czujesz się lepiej - powtórzyła po raz setny, tym razem ciszej niż poprzednio.
- Nie mogę umrzej, Sakura - powiedziałem twardo. Następnie na mojej twarzy pojawił szczery uśmiech. - Jestem Uzumaki Naruto, przyszły Hokage Konoha-Gakure no Sato, nie mogę umrzeć. Poza tym, wciąż mam obietnicę do spełnienia, czyż nie?
- Przestań - usłyszałem stłumiony jęk. Momentalnie spoważniałem. - Przestań, proszę cię. Wykończysz się - wydusiła z siebie. Ręce powędrowały jej do oczu, prawdopodobnie chciała pozbyć się łez. - Nie mogłabym cię stracić, nie ciebie, nie znowu... - zaszlochała.
Podniosłem rękę, a następnie chwyciłem jej podbródek, który uniosłem ku górze.
- Sakura, nie umrę - powiedziałem poważnie. - Obiecałem ci coś. Obiecałem, że sprowadzę tego drania z powrotem do wioski i nie umrę, póki nie spełnię tej obietnicy. Pamiętaj, to jest moja droga ninja.
- Cieszę się, że czujesz się lepiej - powtórzyła po raz setny, tym razem ciszej niż poprzednio.
- Nie mogę umrzej, Sakura - powiedziałem twardo. Następnie na mojej twarzy pojawił szczery uśmiech. - Jestem Uzumaki Naruto, przyszły Hokage Konoha-Gakure no Sato, nie mogę umrzeć. Poza tym, wciąż mam obietnicę do spełnienia, czyż nie?
- Przestań - usłyszałem stłumiony jęk. Momentalnie spoważniałem. - Przestań, proszę cię. Wykończysz się - wydusiła z siebie. Ręce powędrowały jej do oczu, prawdopodobnie chciała pozbyć się łez. - Nie mogłabym cię stracić, nie ciebie, nie znowu... - zaszlochała.
Podniosłem rękę, a następnie chwyciłem jej podbródek, który uniosłem ku górze.
- Sakura, nie umrę - powiedziałem poważnie. - Obiecałem ci coś. Obiecałem, że sprowadzę tego drania z powrotem do wioski i nie umrę, póki nie spełnię tej obietnicy. Pamiętaj, to jest moja droga ninja.
- Dobra, jeszcze dzisiaj będziemy mogli cię wypisać - stwierdziła zielonooka, patrząc na kartę przywieszoną do mojego łóżka. - Jeszcze dziś skoczymy na Ramen - zaśmiała się.
- Mimo to, mam do ciebie jeszcze prośbę - powiedziałem całkiem poważnym tonem, co było dla mnie dość niespotykane. Otworzyłem szafkę, a następnie wyciągnąłem z niej moją dresową kurtkę. Rozerwałem ją w odpowiednim miejscu, by dostać się do pojemniczka. Wciąż tam było. - Możesz mi to wczepić?
- Naruto, na prawdę nie wiem, czy dobrze zrobiłam - stwierdziła po dwugodzinnej operacji. Otworzyłem oko. To oko. Czułem się... Dziwnie po tylu dniach bez oka. Teraz natomiast widziałem tak, jak wcześniej. - Powinnam to zgłosić Tsunade, albo chociażby mojej przełożonej w szpitalu...
- Sakura - zacząłem, kładąc rękę na jej barku. Nasze twarze były niesamowicie blisko siebie. W moim oku zalśnił szkarłat. - Wiesz, co masz robić...
- Tak - powiedziała dość nieprzytomnie. Odsunąłem się, a następnie chwyciłem za bandaż, którym zabandażowałem odpowiednią część twarzy.
- Sakura? - odwróciłem się w jej stronę. Na dźwięk swojego imienia ocknęła się. - Idziemy na ten Ramen? - zapytałem, a na mojej twarzy zakwitł nienaturalnych rozmiarów wyszczerz. Westchnęła, ale i ona się uśmiechnęła.
- Staruszku! - krzyknąłem na wejściu. Już chciałem podać zamówienie, gdy dostrzegłem członka ANBU stojącego zaraz obok nas.
- Uzumaki Naruto, Haruno Sakura, jesteście proszeni o wstawienie się u Hokage-sama - przekazał, po czym zniknął kłębach dymu. Jęknęliśmy. Oboje.
- Następnym razem, staruszku - powiedziałem, uśmiechając się przepraszająco. W odpowiedzi Teuchi pokręcił głową rozbawiony.
Po kilku minutach dotarliśmy do drzwi. Sakura spojrzała na mnie ze zdziwieniem, gdy zapukałem do drzwi.
- Wejść - dotarł do nas krzyk Tsunade. Spełniliśmy nasz obowiązek i weszliśmy do środka. Senju stała do nas tyłem, a przed jej biurkiem stała jakaś dziewczyna z ciemno-fioletowymi włosami zawiązanymi na gumce na długość całych pleców. Z prawej strony dostrzegłem czerwoną wstążkę i chyba jakiś kwiat, lecz wciąż nie było mi uzupełnić tych danych. Ubrana była... dość niecodziennie. Nie znałem się na ubraniach, więc nie mogłem stwierdzić, co miała na sobie (Ha! Wybrnąłem! Zdjęcie macie w zakładce z bohaterami :3). Coś jakby kimono, ale jednak nie, ponieważ sięgało pasa i brakowało rękawów, a otwór ciągnął się do miejsca, gdzie ciągnęły się żebra. Dzięki temu dostrzegłem bandaże. W talii dostrzegłem czerwony pas obi ze złotymi bokami (wykończeniami?), a niżej była spódnica tego samego koloru trochę powyżej połowy ud. No, i czarne zakolanówki. W ręce trzymała katanę w pochwie, której koniec dotykał ziemi. Była niska, po wzroście dałbym jej 13 lat.
- To jest Akame - przedstawiła nam Tsunade. - Będziecie ją eskortować do kraju Ptaka, do stolicy. Będzie uczestniczyć w ważnym spotkaniu. Ranga A, może przejść na S. Wiem, Naruto, że dopiero co wyszedłeś ze szpitala Naruto, ale to idealna okazja na twój awans. Jeśli ją zaliczysz, zostaniesz w końcu chūnin'em.
- Co?! - krzyknął obiekt misji. Odwróciła się w naszą stronę i wskazała na mniej palcem. Myliłem, się, teraz wyglądała na 14 lat, ale tak jak sądziłem, przy wstążce znajdował się się różowy kwiat. A nawet trzy. Oczy miała bursztynowe, a twarz... No cóż, jak to dziecko, trochę zaokrągloną. W ustach trzymała lizaka. - Chce mi pani powiedzieć, że będzie mnie eskortować dwóch genin'ów?!
- Nie marudź, Akame. Nie, Sakura jest chūnin'em i jednym z najlepszych medyków w wiosce. Naruto... No cóż, przekonasz się jeśli wpadniecie w jakieś kłopoty. Za 30 minut macie wyruszyć, odmaszerować! Naruto, zostań na sekundkę.
- Wejść - dotarł do nas krzyk Tsunade. Spełniliśmy nasz obowiązek i weszliśmy do środka. Senju stała do nas tyłem, a przed jej biurkiem stała jakaś dziewczyna z ciemno-fioletowymi włosami zawiązanymi na gumce na długość całych pleców. Z prawej strony dostrzegłem czerwoną wstążkę i chyba jakiś kwiat, lecz wciąż nie było mi uzupełnić tych danych. Ubrana była... dość niecodziennie. Nie znałem się na ubraniach, więc nie mogłem stwierdzić, co miała na sobie (Ha! Wybrnąłem! Zdjęcie macie w zakładce z bohaterami :3). Coś jakby kimono, ale jednak nie, ponieważ sięgało pasa i brakowało rękawów, a otwór ciągnął się do miejsca, gdzie ciągnęły się żebra. Dzięki temu dostrzegłem bandaże. W talii dostrzegłem czerwony pas obi ze złotymi bokami (wykończeniami?), a niżej była spódnica tego samego koloru trochę powyżej połowy ud. No, i czarne zakolanówki. W ręce trzymała katanę w pochwie, której koniec dotykał ziemi. Była niska, po wzroście dałbym jej 13 lat.
- To jest Akame - przedstawiła nam Tsunade. - Będziecie ją eskortować do kraju Ptaka, do stolicy. Będzie uczestniczyć w ważnym spotkaniu. Ranga A, może przejść na S. Wiem, Naruto, że dopiero co wyszedłeś ze szpitala Naruto, ale to idealna okazja na twój awans. Jeśli ją zaliczysz, zostaniesz w końcu chūnin'em.
- Co?! - krzyknął obiekt misji. Odwróciła się w naszą stronę i wskazała na mniej palcem. Myliłem, się, teraz wyglądała na 14 lat, ale tak jak sądziłem, przy wstążce znajdował się się różowy kwiat. A nawet trzy. Oczy miała bursztynowe, a twarz... No cóż, jak to dziecko, trochę zaokrągloną. W ustach trzymała lizaka. - Chce mi pani powiedzieć, że będzie mnie eskortować dwóch genin'ów?!
- Nie marudź, Akame. Nie, Sakura jest chūnin'em i jednym z najlepszych medyków w wiosce. Naruto... No cóż, przekonasz się jeśli wpadniecie w jakieś kłopoty. Za 30 minut macie wyruszyć, odmaszerować! Naruto, zostań na sekundkę.
- Żeby było dla was jasne, ja wydaję rozkazy! Nie mam zamiaru donosić o waszej śmierci, a ty, genin'ie, nie masz nic do powiedzenia! - zarządziła Akame. Haruna już otworzyła usta, lecz ubiegłem ją.
- Nie warto, Sakura. Zakończmy szybko misję i miejmy święty spokój - poprosiłem, poprawiając plecak na ramieniu, a następnie ruszyłem przed siebie. - Pośpieszcie się!
- Wreszcie wyszliśmy z lasu - jęknęła Sakura. - Co robisz, Naruto?
- Szukam - odpowiedziałem, wertując brązową książkę.
- Czego? - zapytała zdziwiona.
- Czy Go tu znajdę - odpowiedziałem. Nie zajęło mi to długo, bo już po chwili dostrzegłem jego portret. - Hohoho, dużo za Ciebie dostanę!
- Myślisz, że ze mną pójdzie Ci łatwiej, Uzumaki? - warknął Kisame, uderzając Samehada'ą o ziemię. Schowałem książkę do plecaka, a następnie spoważniałem.
- Czego chcesz, Kisame? - stwierdziłem, wychodząc przed szereg.
- Oszalałeś?! Cofnij...
- Akame - przerwałem jej. - Nic nie rozumiesz.
- Przejdziemy do czynów, głupi lisie? - zaszydził ciemno-włosy.
- Pochlebiasz mi, rybko - zripostowałem.
Zaczęliśmy wolnym krokiem zbliżać się do siebie. Dla bezpieczeństwa wyciągnąłem kunai, którym miałem zamiar bronić się przed mieczem, chociaż byłem pewien, że wiele nim nie zdziałam. Gdy znaleźliśmy się około dziesięciu metrów od siebie, przyśpieszyliśmy.
- Kisame! - krzyknął osobnik, który pojawił się pomiędzy nami. Odskoczyłem, szybko wyciągając drugi kunai.
Nie zauważyłem go wcześniej. Pomarańczowa, spiralna maska i odzienie typowe dla Akatsuki.
- Co robisz? Lider kazał Tobiemu Ci powiedzieć, że masz coś zrobić! Tobi Ci mówi, że masz coś zrobić dla Lidera! Co robisz, powiedz? - pytał i skakał wokół zirytowanego Hoshigaki.
- Tym razem ci daruję, Uzumaki - warknął, po czym chwycił się Tobiego. Zanim zniknęli, dostrzegłem szkarłatny błysk w otworze na oko Tobiego.
Coś mi mówi, że był dużo silniejszy od wszystkich, których spotkałem do tej pory.
- Powiedziałam coś! - wrzasnęła posiadaczka bursztynowych oczu, wymachując rękoma. - Do końca misji pełnisz nocne warty i nie masz prawa głosu!
Machnąłem na nią ręką, czym zdziwiłem nie tylko Sakurę, ale również siebie. Ruszyłem wzdłuż drogi.
- Zatrzymamy się tutaj - powiedziała sennie najmłodsza z nas. Usiadła pod jednym z drzew i zasnęła. Tak po prostu.
- Robi się chłodno, przydałoby się nam ognisko - mruknęła Sakura, zbierając patyki leżące wokół nas. Oczywiście, wybierała te najbardziej suche. - Spróbuj rozpalić ognisko, Naruto. Poszukam drewna na zapas.
- Się robi - odpowiedziałem, siadając przy ułożonych na kupkę patykach. Chwyciłem pierwsze lepsze kamienie, a następnie ułożyłem je w niewielki okrąg, do którego włożyłem gałązki. I tu zaczynał się mój dylemat. - Przecież nie wiem, jak mam rozpalić ognisko - jęknąłem, opadając na plecy. Zewnętrzną część dłoni przyłożyłem do czoła.
Zastanawiałem się, jak wykonać powierzone mi zadanie. Nie wiedziałem, ile zajmie nam podróż do celu, lecz nie pomyślałem o rozpałce. O cholernej rozpałce, za którą z chęcią oddałbym połowę zawartości zupek Ramen z plecaka. Bez ognia raczej ich nie przygotuję.
- Ogień - mruknąłem po chwili. Czym prędzej zmieniłem pozycję, by usiąść tuż przed - mam nadzieję - przyszłym ognisku. Skupiłem się na wspomnieniu Sasuke, który składał pieczęcie do Katon, gdy uciekał do Orochimaru. Zacząłem składać pieczęci.
- "Katon: Hōsenka no Jutsu!"
- Powiedziałam coś! - wrzasnęła posiadaczka bursztynowych oczu, wymachując rękoma. - Do końca misji pełnisz nocne warty i nie masz prawa głosu!
Machnąłem na nią ręką, czym zdziwiłem nie tylko Sakurę, ale również siebie. Ruszyłem wzdłuż drogi.
- Zatrzymamy się tutaj - powiedziała sennie najmłodsza z nas. Usiadła pod jednym z drzew i zasnęła. Tak po prostu.
- Robi się chłodno, przydałoby się nam ognisko - mruknęła Sakura, zbierając patyki leżące wokół nas. Oczywiście, wybierała te najbardziej suche. - Spróbuj rozpalić ognisko, Naruto. Poszukam drewna na zapas.
- Się robi - odpowiedziałem, siadając przy ułożonych na kupkę patykach. Chwyciłem pierwsze lepsze kamienie, a następnie ułożyłem je w niewielki okrąg, do którego włożyłem gałązki. I tu zaczynał się mój dylemat. - Przecież nie wiem, jak mam rozpalić ognisko - jęknąłem, opadając na plecy. Zewnętrzną część dłoni przyłożyłem do czoła.
Zastanawiałem się, jak wykonać powierzone mi zadanie. Nie wiedziałem, ile zajmie nam podróż do celu, lecz nie pomyślałem o rozpałce. O cholernej rozpałce, za którą z chęcią oddałbym połowę zawartości zupek Ramen z plecaka. Bez ognia raczej ich nie przygotuję.
- Ogień - mruknąłem po chwili. Czym prędzej zmieniłem pozycję, by usiąść tuż przed - mam nadzieję - przyszłym ognisku. Skupiłem się na wspomnieniu Sasuke, który składał pieczęcie do Katon, gdy uciekał do Orochimaru. Zacząłem składać pieczęci.
- "Katon: Hōsenka no Jutsu!"
Z ust wydostały się trzy naprawdę małe ogniste kule, które uderzyły w gałązki. Płomień bardzo szybko zaczął przygasać, więc zacząłem dmuchać, byle podtrzymać żar. Udało się.
Na wypadek, gdyby Sakura wróciła, zostawiłem klona. Sam natomiast zacząłem kierować się wzdłuż drogi do celu naszej podróży. Zatrzymałem się przy świcie, ledwo trzymając się na nogach. Byłem głodny, zmęczony i śpiący. Zszedłem z głównego traktu i położyłem się zakryty jakimiś krzakami. Zasnąłem.
Obudził mnie odgłos karawany przejeżdżającej dość niedaleko. Jak najciszej wychyliłem głowę zza krzaków. Grupa prawdopodobnie najemników podążała przy pojeździe w ramach świadczonych usług. Czym prędzej pozbierałem się z ziemi, a następnie wszedłem wgłąb lasu. Uważnie przyglądałem się każdej jagodo-podobnej roślinie, by przez przypadek nie zatruć się czymś. Po pół godzinie znalazłem jakieś dwie garści, które szybko spożyłem, zażegnując dzięki temu głód na jakiś czas. Potrzebowałem czegoś większego.
Płomień, którego użyłem tym razem, był zdecydowanie większy, więc nie musiałem dmuchać, by podtrzymać ognisko. Zająca natomiast zjadłem z wielkim smakiem, a co za tym idzie, dał mi energię, dzięki której mogłem zacząć trenować.
Ściągnąłem bandaż z głowy, który włożyłem do kabury na kunai. Zamknąłem oczy i skupiłem się na wspomnieniach technik z dziedziny ognia, których używał Sasuke. Przez głowę przeleciała mi jedna, którą użył na naszym sensei. Złożyłem odpowiednie pieczęci, a następnie otworzyłem oko, w którym wszczepiony miałem Sharingan.
- "Katon: Gōkakyū no Jutsu!" - wyzionąłem ogromne ilości ognia, które uformowały się w dużą kulę, jednocześnie lecąc naprzód, co spowodowało ogromne ilości zniszczeń. I pożar, który nie był w moim planie. - Kuso! - krzyknąłem. - To jasne, że jeśli użyję ognia w lesie, to spowoduje pożar, dattebayo!
Zanim spanikowałem do reszty, przypomniała mi się walka Kakashi'ego i Zabuzy. Mozolnie zacząłem składać pieczęci.
- Suiton: Suiryūdan no Jutsu! - krzyknąłem, zanim z moich ust wydostał się ogromne ilości wody. Przybrały postać smoka, który zgodnie z moją wolą, zaczął gasić pozostałości po technice ognia, której użyłem. Po wszystkim rozproszył się, zalewając okolicę wodą.
Położyłem się na trawie, wyczerpany całym dniem treningu. Próbowałem skopiować większość technik, które kiedykolwiek widziałem, a sporą część udało mi się odwzorować idealnie.
- Dawno nie przeszedłem tak porządnego treningu, dattebayo - burknąłem, pozbywając się potu z czoła. Przeleżałem tak jeszcze kilka minut, po czym wstałem. Złożyłem odpowiednią pieczęć, a następnie skupiłem się.
- Jesteśmy na miejscu, dattebayo? - zapytałem, ziewając przeciągle. Przez poprzednie 6 dni prawie nie zmrużyłem oka. Akame nie kłamała, nawet mnie pilnowała. Zawsze jednak zasypiała, więc czasami udało mi się zwalić całą robotę na klona.
- Ta - odpowiedziała trochę nieprzytomnie. W następnej chwili opadła na ziemię, zasypiając momentalnie. Mi też niewiele brakowało. Ziewnąłem.
- Utrapienie z wami - westchnęła ciężko Sakura, po czym podniosła posiadaczkę fioletowych oczu. Broń położyła na jej ciele. - Znajdźmy jakiś hotel i się prześpijmy.
Jedyne, co pamiętałem z podróży do hotelu to ogromne, solidne mury, jakieś budynki i tłum ludzi. Może, gdybym nie był śpiący, przebiegłbym całą wioskę w poszukiwaniu budki z Ramen'em, który skończył mi się dzisiejszego południa. Westchnąłem.
Przeciągnąłem się, ziewając potężnie. Mlasnąłem jeszcze kilka razy, po czym zmieniłem pozycję na półsiedzącą. Rozejrzałem się po nowym pomieszczeniu. Jedno łóżko, stolik z czterema krzesłami, szafa i okno.
Usłyszałem pukanie.
- Wejść - mruknąłem, wzrokiem poszukując drzwi. Okazało się, że były tuż po mojej lewej.
- O, obudziłeś się już, Naruto? - zdziwiła się, po czym uśmiechnęła. - Odśwież się i przebież. Poczekamy na Ciebie. Zaraz idziemy na spotkanie.
- Dobrze, Sakura-chan - mruknąłem, wstając na równe nogi. Ziewnąłem jeszcze, po czym chwyciłem za plecak, który targałem ze sobą z Konoha. Chwyciłem swój drugi komplet dresu, po czym ruszyłem do łazienki. Zrobiłem swoje, przy czym zauważyłem, że moje drugie spodnie są podziurawione. Warknąłem sam na siebie, a następnie zacząłem przeszukiwać plecak. O dziwo, znalazłem w nim zwój, do którego przywiązana była zwinięta notka. Rozwinąłem ją. Szybko poznałem, kto ją napisał.
Płomień, którego użyłem tym razem, był zdecydowanie większy, więc nie musiałem dmuchać, by podtrzymać ognisko. Zająca natomiast zjadłem z wielkim smakiem, a co za tym idzie, dał mi energię, dzięki której mogłem zacząć trenować.
Ściągnąłem bandaż z głowy, który włożyłem do kabury na kunai. Zamknąłem oczy i skupiłem się na wspomnieniach technik z dziedziny ognia, których używał Sasuke. Przez głowę przeleciała mi jedna, którą użył na naszym sensei. Złożyłem odpowiednie pieczęci, a następnie otworzyłem oko, w którym wszczepiony miałem Sharingan.
- "Katon: Gōkakyū no Jutsu!" - wyzionąłem ogromne ilości ognia, które uformowały się w dużą kulę, jednocześnie lecąc naprzód, co spowodowało ogromne ilości zniszczeń. I pożar, który nie był w moim planie. - Kuso! - krzyknąłem. - To jasne, że jeśli użyję ognia w lesie, to spowoduje pożar, dattebayo!
Zanim spanikowałem do reszty, przypomniała mi się walka Kakashi'ego i Zabuzy. Mozolnie zacząłem składać pieczęci.
- Suiton: Suiryūdan no Jutsu! - krzyknąłem, zanim z moich ust wydostał się ogromne ilości wody. Przybrały postać smoka, który zgodnie z moją wolą, zaczął gasić pozostałości po technice ognia, której użyłem. Po wszystkim rozproszył się, zalewając okolicę wodą.
Położyłem się na trawie, wyczerpany całym dniem treningu. Próbowałem skopiować większość technik, które kiedykolwiek widziałem, a sporą część udało mi się odwzorować idealnie.
- Dawno nie przeszedłem tak porządnego treningu, dattebayo - burknąłem, pozbywając się potu z czoła. Przeleżałem tak jeszcze kilka minut, po czym wstałem. Złożyłem odpowiednią pieczęć, a następnie skupiłem się.
- Jesteśmy na miejscu, dattebayo? - zapytałem, ziewając przeciągle. Przez poprzednie 6 dni prawie nie zmrużyłem oka. Akame nie kłamała, nawet mnie pilnowała. Zawsze jednak zasypiała, więc czasami udało mi się zwalić całą robotę na klona.
- Ta - odpowiedziała trochę nieprzytomnie. W następnej chwili opadła na ziemię, zasypiając momentalnie. Mi też niewiele brakowało. Ziewnąłem.
- Utrapienie z wami - westchnęła ciężko Sakura, po czym podniosła posiadaczkę fioletowych oczu. Broń położyła na jej ciele. - Znajdźmy jakiś hotel i się prześpijmy.
Jedyne, co pamiętałem z podróży do hotelu to ogromne, solidne mury, jakieś budynki i tłum ludzi. Może, gdybym nie był śpiący, przebiegłbym całą wioskę w poszukiwaniu budki z Ramen'em, który skończył mi się dzisiejszego południa. Westchnąłem.
Przeciągnąłem się, ziewając potężnie. Mlasnąłem jeszcze kilka razy, po czym zmieniłem pozycję na półsiedzącą. Rozejrzałem się po nowym pomieszczeniu. Jedno łóżko, stolik z czterema krzesłami, szafa i okno.
Usłyszałem pukanie.
- Wejść - mruknąłem, wzrokiem poszukując drzwi. Okazało się, że były tuż po mojej lewej.
- O, obudziłeś się już, Naruto? - zdziwiła się, po czym uśmiechnęła. - Odśwież się i przebież. Poczekamy na Ciebie. Zaraz idziemy na spotkanie.
- Dobrze, Sakura-chan - mruknąłem, wstając na równe nogi. Ziewnąłem jeszcze, po czym chwyciłem za plecak, który targałem ze sobą z Konoha. Chwyciłem swój drugi komplet dresu, po czym ruszyłem do łazienki. Zrobiłem swoje, przy czym zauważyłem, że moje drugie spodnie są podziurawione. Warknąłem sam na siebie, a następnie zacząłem przeszukiwać plecak. O dziwo, znalazłem w nim zwój, do którego przywiązana była zwinięta notka. Rozwinąłem ją. Szybko poznałem, kto ją napisał.
Kupiłem ten strój z myślą o tobie, Naruto!
Ubierz go na spotkanie, wszystkim kopary opadną!
Jiraya
Westchnąłem, po czym otworzyłem zwój. Dotknąłem pieczęć, która, jak na zawołanie, znikła. Kłęby dymu szybko znikły, a pod nimi dostrzegłem naprawdę fajny, biały płaszcz z czerwonymi płomieniami u dołu. Pod nim leżała zielona kamizelka, granatowa bluza z wirami klanu Uzumaki na rękawach oraz szare spodnie shinobi. Bandaże zastąpiłem opaską przynależności do Konoha, ale dla efektu rzuciłem jeszcze Genjutsu, przez które ta część twarzy wyglądała niczym poparzona.
Wyszedłem z pokoju, rozglądając się za moimi towarzyszkami. Były zdziwione, gdy mnie dostrzegły, a Akame notorycznie patrzyła na moją zranioną część twarzy.
- Kogoś mi przypominasz - stwierdziła Sakura, zastanawiając się.
- Witam szanownych gości ze wszystkich stron świata. Jestem Futabu, organizator spotkania. W tym roku zajmiemy się prezentacją i ewentualną licytacją najnowszego towaru - w tym samym momencie lampy błysnęły, ukazując nam ogrom hali, w której się znaleźliśmy . Po bokach stały podwyższenia dla sprzedających i jego ofert, a ze ścian zwisały ogromne telewizory, w których wyświetlane były zdjęcia, data urodzenia, wymiary i szczegółowe dane na temat niewolników. - Zapraszam do przeglądnięcia naszych ofert. Rachunek regulujemy przy wyjściu.
Spojrzałem na Akame, która z zaskoczeniem przyglądała się każdej kobiecie. Sakura natomiast jedynie przełknęła ślinę. Podrapałem się po głowie, całkowicie niezaskoczony widokiem.
- Udawajmy zwykłych kupców, przeglądajcie oferty i szczegółowo wypytujcie o interesujący was towar - mruknąłem, po czym ruszyłem przed siebie. Z udawanym zainteresowaniem rozglądałem się na boki, szukając najciekawszego towaru.
Zróżnicowanie było ogromne. Kobiety i mężczyźni w różnym wieku, różnej rasy, koloru włosów i oczu. W niektórych miejscach wystawione były nawet dziewczynki w wieku około 7 lat, co nie było dla mnie zbytnim zaskoczeniem. Gdy ja wylądowałem w tym miejscu, byłem o dwa lata młodszy.
- "Ale mnie uratował Sarutobi" - przeleciało mi przez myśl. - "Raczej wątpię, by ich Kage wysłali za nimi trzy oddziały ANBU".
- Przepraszam - zaczepił mnie jeden z ochroniarzy. Ubrany był w czarny garnitur, a do ucha przyczepiona była słuchawka. Na oczy założone miał przyciemnione okulary. - Futabu-sama prosi Pana i osoby Panu towarzyszące do biura.
- "Kuso, wyczaił nas!" - przekląłem, ale posłusznie ruszyłem za nim, kiwając na Akame i Sakura'e.
- Dawnośmy się nie widzieli, szczeniaku - przywitał nas zielonowłosy, opierając brodę na splecionych dłoniach.
- Ile to, 12 lat? - zapytałem, ukradkiem rozglądając się po pomieszczeniu. Wyczułem negatywne emocje trójki shinobi.
- 11 i pół. Plus dwa miesiące - powiedział, rozkładając się na fotelu. - Powiedz to.
- Nie mam zamiaru - warknąłem, mimowolnie spinając mięśnie nóg.
- Powiedz.
- Zamknij się, Futa.
- To tylko trzy sylaby - uśmiechnął się, powracając do poprzedniej pozycji.
- Futabu...
- Powtarzaj za mną - zaśmiał się szyderczo - A-ni...
Zanim udało mu się dokończyć, rzuciłem się na niego, by z całej siły uderzyć go w tę parszywą gębę. Nie poruszył się z miejsca, ale dwójka ochroniarzy chwyciła mnie za ramiona, a trzeci stał przede mną, obejmując mnie w klatce piersiowej. Chakra zaczęła buzować w moim ciele, gdy zielonowłosy zaczął śmiać się szyderczo.
Z korytarza do pomieszczenia wbiegła jeszcze piątka przeciwników, którzy szybko rozbroili moje towarzyszki.
- Więc to jest ta Sakura-chan? - zapytał, podchodząc do różowowłosej. - Ta dziewczyna, o której w młodości tyle mówiłeś? I jednocześnie sławna uczennica samej Tsunade! - zaśmiał się, oglądając ją z każdego profilu. Zielonooka warknęła jedynie, gdyż dwójka ochroniarzy przytrzymywała ją z boków. - I Akame-chan. Konoha-Gakure no Sato no seion katto Akame*. Wiele o Tobie słyszałem, dziecko. A jeszcze więcej pewnie bym dostał. No... - westchnął smutno. - Trochę boję się zleceniodawcy, więc waszą dwójkę zabiję na miejscu, a ciebie Otōto-chan im po prostu oddam - stwierdził, chwytając za mały nożyk leżący na biurku. Bawiąc się nim, przedłużył go za pomocą chakry, po czym zbliżył się do spanikowanej Haruno. Szarpnąłem, jednak w żaden sposób nie mogłem wyrwać się z uścisku.
- Kuso ttare* - szepnąłem, bezskutecznie próbując się wyrwać. Sakura syknęła, gdy ostrze zatopiło się tuż pod mostkiem. Szybkim ruchem zjechał nożem do okolic bioder w towarzystwie krzyku mojej towarzyszki. Futabu skrzywił się, zapewne niezadowolony z odgłosu, jaki wydała. Grymas szybko zmienił się na perfidny uśmiech, gdy ciął poziomo przez brzuch, tworząc na nim swego rodzaju krzyż.
Poczułem, jak siły opuszczają mnie z każdą chwilą, a moje oczy skupiły się na zrozpaczonej twarzy przyjaciółki. Kątem oka dostrzegłem, jak zielonowłosy wykonuje zamach.
- Naruto... Pomóż.
Przyglądałam się zaciekawiona całej sytuacji, nawet podczas napadu tych z korytarza. Chciałam wiedzieć, dlaczego Danzō-sama kazał mi przyglądać się Uzumakiemu. Nie był jakimś specjalnym shinobi - na dodatek narwanym, dziecinnymi i nie widzącym, kiedy powinno się wycofać.
- Naruto... Pomóż - dotarł do mnie słaby głos Haruno. W następnej chwili jej głowa potoczyła się po ziemi. Z wyczekiwaniem spojrzałam na blondyna, którego pusty wzrok utkwiony był w leżącej już głowię. Usta poruszyły się kilka razy, jednak nie dotarł do mnie ich sens.
- A-ni-ki - udało mi się w końcu usłyszeć.
- "Oszalał. Nie dziwię się, to pierwszy raz, jak ginie mu ktoś bliski" - westchnęłam w myślach. W następnej chwili chciałam chwycić za Neiru*, jednak przerwało mi ciało, które przeleciało przez długość pokoju, by wbić się w ścianę. Zaraz za nim poleciało drugie i kolejne - z wielką dziurą w piersi.
- A-ni-ki...
*Mina - wszyscy
*Konoha-Gakure no Sato no seion katto Akame - Ciche cięcie Akame z Wioski ukrytej w liściach
*Kuso ttare - Dupek
*Neiru - gwóźdź
Spojrzałem na Akame, która z zaskoczeniem przyglądała się każdej kobiecie. Sakura natomiast jedynie przełknęła ślinę. Podrapałem się po głowie, całkowicie niezaskoczony widokiem.
- Udawajmy zwykłych kupców, przeglądajcie oferty i szczegółowo wypytujcie o interesujący was towar - mruknąłem, po czym ruszyłem przed siebie. Z udawanym zainteresowaniem rozglądałem się na boki, szukając najciekawszego towaru.
Zróżnicowanie było ogromne. Kobiety i mężczyźni w różnym wieku, różnej rasy, koloru włosów i oczu. W niektórych miejscach wystawione były nawet dziewczynki w wieku około 7 lat, co nie było dla mnie zbytnim zaskoczeniem. Gdy ja wylądowałem w tym miejscu, byłem o dwa lata młodszy.
- "Ale mnie uratował Sarutobi" - przeleciało mi przez myśl. - "Raczej wątpię, by ich Kage wysłali za nimi trzy oddziały ANBU".
- Przepraszam - zaczepił mnie jeden z ochroniarzy. Ubrany był w czarny garnitur, a do ucha przyczepiona była słuchawka. Na oczy założone miał przyciemnione okulary. - Futabu-sama prosi Pana i osoby Panu towarzyszące do biura.
- "Kuso, wyczaił nas!" - przekląłem, ale posłusznie ruszyłem za nim, kiwając na Akame i Sakura'e.
- Dawnośmy się nie widzieli, szczeniaku - przywitał nas zielonowłosy, opierając brodę na splecionych dłoniach.
- Ile to, 12 lat? - zapytałem, ukradkiem rozglądając się po pomieszczeniu. Wyczułem negatywne emocje trójki shinobi.
- 11 i pół. Plus dwa miesiące - powiedział, rozkładając się na fotelu. - Powiedz to.
- Nie mam zamiaru - warknąłem, mimowolnie spinając mięśnie nóg.
- Powiedz.
- Zamknij się, Futa.
- To tylko trzy sylaby - uśmiechnął się, powracając do poprzedniej pozycji.
- Futabu...
- Powtarzaj za mną - zaśmiał się szyderczo - A-ni...
Zanim udało mu się dokończyć, rzuciłem się na niego, by z całej siły uderzyć go w tę parszywą gębę. Nie poruszył się z miejsca, ale dwójka ochroniarzy chwyciła mnie za ramiona, a trzeci stał przede mną, obejmując mnie w klatce piersiowej. Chakra zaczęła buzować w moim ciele, gdy zielonowłosy zaczął śmiać się szyderczo.
Z korytarza do pomieszczenia wbiegła jeszcze piątka przeciwników, którzy szybko rozbroili moje towarzyszki.
- Więc to jest ta Sakura-chan? - zapytał, podchodząc do różowowłosej. - Ta dziewczyna, o której w młodości tyle mówiłeś? I jednocześnie sławna uczennica samej Tsunade! - zaśmiał się, oglądając ją z każdego profilu. Zielonooka warknęła jedynie, gdyż dwójka ochroniarzy przytrzymywała ją z boków. - I Akame-chan. Konoha-Gakure no Sato no seion katto Akame*. Wiele o Tobie słyszałem, dziecko. A jeszcze więcej pewnie bym dostał. No... - westchnął smutno. - Trochę boję się zleceniodawcy, więc waszą dwójkę zabiję na miejscu, a ciebie Otōto-chan im po prostu oddam - stwierdził, chwytając za mały nożyk leżący na biurku. Bawiąc się nim, przedłużył go za pomocą chakry, po czym zbliżył się do spanikowanej Haruno. Szarpnąłem, jednak w żaden sposób nie mogłem wyrwać się z uścisku.
- Kuso ttare* - szepnąłem, bezskutecznie próbując się wyrwać. Sakura syknęła, gdy ostrze zatopiło się tuż pod mostkiem. Szybkim ruchem zjechał nożem do okolic bioder w towarzystwie krzyku mojej towarzyszki. Futabu skrzywił się, zapewne niezadowolony z odgłosu, jaki wydała. Grymas szybko zmienił się na perfidny uśmiech, gdy ciął poziomo przez brzuch, tworząc na nim swego rodzaju krzyż.
Poczułem, jak siły opuszczają mnie z każdą chwilą, a moje oczy skupiły się na zrozpaczonej twarzy przyjaciółki. Kątem oka dostrzegłem, jak zielonowłosy wykonuje zamach.
- Naruto... Pomóż.
Przyglądałam się zaciekawiona całej sytuacji, nawet podczas napadu tych z korytarza. Chciałam wiedzieć, dlaczego Danzō-sama kazał mi przyglądać się Uzumakiemu. Nie był jakimś specjalnym shinobi - na dodatek narwanym, dziecinnymi i nie widzącym, kiedy powinno się wycofać.
- Naruto... Pomóż - dotarł do mnie słaby głos Haruno. W następnej chwili jej głowa potoczyła się po ziemi. Z wyczekiwaniem spojrzałam na blondyna, którego pusty wzrok utkwiony był w leżącej już głowię. Usta poruszyły się kilka razy, jednak nie dotarł do mnie ich sens.
- A-ni-ki - udało mi się w końcu usłyszeć.
- "Oszalał. Nie dziwię się, to pierwszy raz, jak ginie mu ktoś bliski" - westchnęłam w myślach. W następnej chwili chciałam chwycić za Neiru*, jednak przerwało mi ciało, które przeleciało przez długość pokoju, by wbić się w ścianę. Zaraz za nim poleciało drugie i kolejne - z wielką dziurą w piersi.
- A-ni-ki...
*Mina - wszyscy
*Konoha-Gakure no Sato no seion katto Akame - Ciche cięcie Akame z Wioski ukrytej w liściach
*Kuso ttare - Dupek
*Neiru - gwóźdź
Jestem bardzo ciekawa nexta. Naru ma brata? Chyba go zabije za to co zrobìł przyjaciółce(Naru aniki). Ciekawa jestem czy odsłoni sharingan. Co wtedy zrobi Akame. Szybkiego powrotu!
OdpowiedzUsuńDomi.
Ps. Wrzuć te rozdziały.
UsuńHmmm cio by tu napisac. Oczywiscie, że jest to kolejna zajebista notka, więc tak jak i wcześniej. Czekam na nexta ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Shinji ;P