Bym zapomniał, że miałem wrzucić rozdział w ciągu tygodnia :p Przed 21 dostaniecie jeszcze Yarukai!
Rozdział VI
Rozdział VI
- Namiko! - krzyknął Iruka, gdy posiadaczka blond włosów po raz trzeci nie zareagowała na swoje imię.
Dziesięciolatka podskoczyła zaskoczona, budząc się momentalnie.
- Jestem - mruknęła, przecierając zmęczone oczy.
- Widzę - westchnął. - Dobrze. Teraz zajmiemy się Czwartą Wojną Shinobi. Czy ktoś potrafi mi powiedzieć, kto brał w niej udział? - zapytał, rozglądając się po klasie. - To może panna Namiko. Kto brał udział w wojnie?
- Sojusz i Madara Uchiha - powiedziała po lekkim zastanowieniu.
- Dobrze, ale błędnie - zaprzeczył, kiwając głową na nie. - Sojusz, tak. Madara i jego poplecznicy też, ale były jeszcze dwie strony. Akatsuki, organizacja, która kiedyś łapała nosicieli, a następnie chciała ich wykorzystać do przestraszenia wielkich nacji, ale był jeszcze jeden człowiek - zaczął swój wywód, siadając na swoim stole. - Był to członek Akatsuki, który ignorował ich polecenia na czas wojny. Znacie legendę o Seirei? - zapytał po chwili. Kilka osób kiwnęło na znak zgody, lecz reszta mruknęła, że nie. - Seirei jest zdrajcą, mówili. Był zły, bo czynił zło, mówili. Był dobry, bo czyniło dobro, widzieliśmy. Był potężny, bo w ryzach utrzymywał wszystkich, widzieliśmy. Jest naszym bohaterem, choć umarł ochrzczony zdrajcą przez zdrajców, będąc przodkiem czwartego z kolei. Chodzi tu o Uzumaki'ego Naruto, syna naszego Yondaime. Był bohaterem. Złym bohaterem. Zabił wielu po obu stronach, lecz mamy informacje, że nie działał z rozkazu Akatsuki - stwierdził smutno. - Był zaprawdę potężny...Zadzwonił dzwonek, a dzieci z ogromnym pośpiechem wybiegły z sali, zabierając swoje rzeczy, by Iruka nie zdążył im nic zadać. Z jednym wyjątkiem.
- Tato, słowa nie pasują do opisu - zauważyła Namiko, podchodząc do ojca. Uśmiechnął się smutno.
- Był dla mnie jak syn - wyszeptał cicho, lecz blondynka usłyszała słowa doskonale. - Był na prawdę dobry, ale... - zaczął, lecz przerwał w połowie zdania, gryzą się w język. - Idź do domu, będę później.
- Nigdzie nie pójdzie - warknął ktoś w oknie. Szarooka odwróciła się w odpowiednią stronę, zauważając stojącego osobnika w czarnej szacie i białej, w kształcie żaby, masce. - Umino Iruka, pójdziesz ze mną. Twoja córka też.
- Umino Iruka, ostrzegaliśmy cię - westchnął jeden z członków rady, podczas wyczekiwania na Hokage w sali rozpraw. - Niejednokrotnie.
- Umino, możesz odejść, jesteś wolny - powiedział ubrany w płaszcz i kapelusz Kage mężczyzna, wkraczając do pomieszczenia. Zasiadł na swoim miejscu sędzi, a następnie machnął ręką na strażnika, rozkazując mu go wyprowadzić.
Nastąpiła chwila ciszy, która przerwana została uderzeniem w blat przez Hokage.
- Mamy ważniejsze sprawy do omówienia - stwierdził, zdejmując kapelusz. - Itachi Uchiha tu idzie.
- Nie mam złych zamiarów - powiedziałem po raz enty temu samemu mężczyźnie. - Uzumaki Naruto nie żyje. Zawiesił się pomiędzy wymiarami - warknąłem w końcu. - Nigdy mu nie służyłem, byłem jego kompanem!
- Zostaw go mi - powiedział drugi mężczyzna, który właśnie wszedł do pomieszczenia. - Witaj, bracie.
- Cześć Sasuke - westchnąłem cicho. - I ty będzie siedział na dupie i pytał o to samo? Czy masz trochę rozumu?
- Mam go dużo więcej, niż myślisz. Widzę, że nie kłamiesz - stwierdził bez chwili namysłu. - Nie masz po co. O jaki wymiar chodzi? - zapytał, siadając na miejscu poprzedniego mężczyzny.
- Chciał odzyskać Konan, jego ukochaną, którą zabił Nagato. Przeszedł przez portal i nie wrócił - odpowiedziałem, przechylając się na krześle do tyłu. - Nie wrócił...
- Albo nie wiesz, że wrócił - stwierdził po chwili ciszy, wychodząc.
Zdążyłem jeszcze obdarzyć jego plecy zdziwionym spojrzeniem.
- Aż tak w niego wierzysz?
- To Naruto. Ja to wiem.
- Otōsan? - odwróciłam się. Nikogo jednak za mną nie było, więc powróciłam do studiowania jednego ze zwojów o pieczęciach, które na urodziny sprawił mi ojciec. Szybko jednak się zirytowałam i odłożyłam lekturę na bok. Coś przeszkadzało mi w skupieniu się na nauce. I to coś dalej mi przeszkadzało. Opadłam do tylu, na trawę, przecierając oczy.
- Wiele się zmieniło, odkąd byłem tu po raz ostatni.
Otworzyłam oczy, a następnie przewróciłam się na brzuch, spoglądając z ciekawością w stronę źródła głosu.
Kilkanaście metrów ode mnie stał wysoki blondyn ubrany w długi, biały płaszcz. Twarz miał skierowaną w stronę ogromnego wodospadu, który - jak zostało mi wyjaśnione - zrobił wujek Yamato i Kakashi podczas jednego z treningów. Wyglądał na rok starszego ode mnie.
- Dzień dobry - przywitałam się cicho, a chłopak spojrzał w moją stronę z lekko zdziwioną miną.
- Hej - odpowiedział, a po chwili zrobił kilka kroków w moją stronę. - Jestem Uzu. A ty?
- Namiko. Co tu robisz?
- Emm... Sensei powiedział, że zostawi mnie na dłuższy czas w okolicy. Mam się nauczyć samodzielności. I potrenować - dodał, wskazując palcem na jedno z drzew. Przy pniu leżały dwa plecaki. Z jednego zwoje wręcz się wylewały.
- Nieciekawie, hę?
- Tak trochę. Ale mam okazję odpocząć. Jest strasznie wymagający.
- Nie może być tak źle, nie przesadzaj - zaśmiała się, spoglądając na chłopaka z życzliwością.
- Może. Powiedział, że muszę być najlepszy z najlepszych we wszystkim, więc - tu przerwał, podciągając spodnie. Do nóg przyczepione miał zapinane ciężarki. - Ważą chyba z tonę. Odkąd pamiętam Sensei każe mi je nosić. Uciążliwe.
- Jeden ze znanych mi Jōnin'ów w wiosce prowadzi podobny trening. Zagadać z nim?
- Serio? - zapytał ze zdziwieniem. - To pewnie ten pan, o którym mówił ojciec!
- Ojciec? Twoim Sensei jest twój ojciec?
- Yhy. Nieciekawy gość. Cały czas pije, ale jak się weźmie ze mną za trening, to jest tylko trochę lepiej. Według niego już dawno go przerosłem, ale wciąż muszę ćwiczyć. Te zwoje to w większości techniki, ale też jego osobiste przemyślenia z czasów młodości.
- Ja swojego nie poznałam - stwierdziłam, spoglądając na rozmówcę z ciekawością. - Mój opiekun powiedział mi, że zginął w czasie Czwartej Wojny i był mu kimś w rodzaju brata, więc zaopiekował się mną. Też nieciekawy gość - zaśmiałam się. - Uczy w Akademii. Nazywa się Umino.
- My nie mamy już nazwiska. Klan nas wygnał i go pozbawił. To z winy taty, bił się z przywódcą i przegrał.
- Po co to zrobił? Jaki jest sens bicia się z własną rodziną?
- Utrzymywał kontakt z osobami z zewnątrz. Klan tego zakazuje, woli się izolować.
Dalsza rozmowa tyczyła się zakwaterowania Uzu, tego czym się interesujemy i spraw związanych z wioską. Tego ostatniego dużo nie wyjawiłam, na wypadek, gdyby Uzu okazał się kimś innym, niż tym, za kogo się podawał.
- Muszę jeszcze zameldować się u Hokage. Miałem mu przekazać wiadomość od ojca.
- Poczekaj - Zatrzymałam go, wstając na równe nogi. - Idę z tobą. Miałam pomóc wujkowi Sasuke.
Wraz z Uzu podeszliśmy w stronę drzewa, pod którym znajdowały się jego plecaki. Gdy chciał wziąć jeden z nich, zatrzymałam go.
- Masz czysty zwój, pędzel i atrament?
- Jasne - odpowiedział, marszcząc śmiesznie brwi. Gestem ręki poprosiłam o wyżej wymienione przedmioty. Spełnił moją prośbę, a ja bez pośpiechu namalowałam na nim pustą pieczęć. Położyłam na niej plecaki, a następnie złożyłam pieczęć.
- Fūin! - Torby zniknęły, a puste miejsce na pieczęci zostało wypełnione. Zwinęłam go i podałam blondynowi. - Proszę. Wiesz, jak go odpieczętować?
- Jasne, dzięki - odpowiedział, uśmiechając się szeroko.
We dwójkę skierowaliśmy się w stronę wioski. Przy bramie Uzu musiał się wylegitymować. Izumo, nie chcąc przerywać gry w pokera, poprosił mnie, bym przypilnowała chłopaka i doprowadziła prosto do wieży Hokage. Dalsza droga minęła nam bez przeszkód.
- Jestem, wujku - powiedziałam na wstępie, wchodząc do biura. Czarnooki przelotnie spojrzał w naszą stronę, a następnie gestem ręki wskazał dostawione krzesło obok niego.
- Kim jesteś? - Rzucił w stronę mojego towarzysza.
- Uzu - Nic więcej, nic mniej.
Sasuke zmarszczył brwi, prostując się na krześle.
- W jakim celu przybyłeś do wioski?
- Głównie przekazać wiadomość, ale też prosić o możliwość zostania shinobi Konoha na pewien okres.
- Wiadomość.
- On wrócił - Te słowa spowodowały, że wujek napiął wszystkie mięśnie.
- Cholera, czyli jednak - Dotarł do mnie jego cichy szept.
- Kim jest On? - zapytałam ciekawa. Wujek spiorunował mnie spojrzeniem, a Uzu wzruszył ramionami.
- Ojciec mi nie powiedział. Kazał mi powiedzieć tylko to. Ma później jeszcze przyjść i sprostować kilka rzeczy.
- Rozumiem - westchnął Sasuke, wyciągając jakąś kartkę z szuflady biurka. Zaczął ją wypełniać, co jakiś czas zatrzymując się i lustrując Uzu. - Imię ojca?
Chłopak otworzył usta, chcąc wyjawić pożądaną informację, ale nagle zaniemówił. Przez chwilę wydawało się, że nad czymś intensywnie się zastanawia.
- Nie znasz imienia własnego ojca? - zapytałam zszokowana zaistniałą sytuacją. - Jak można tego nie wiedzieć?
- Można - odburknął. - Wszyscy w klanie nazywali go Haisen*, ale to przez to, że często wyzywał innych na pojedynek i przegrywał.
- Rozumiem - stwierdził wujek, dokańczając dokument. - Potrafię ocenić umiejętności osoby stojącej przede mną i uważam, że jesteś dobrze wyszkolony, ale wysyłam cię do Akademii. Trochę edukacji nikomu nie zaszkodziło.
- Rozumiem, Hokage-sama - odpowiedział Uzu, kłaniając się. - Dziękuję.
- Będziesz mieszkał z rodziną Umino. Wybacz, ale muszę mieć cię pod obserwacją.
- Rozumiem - Kiwnął głową na znak, że jest w stanie zaakceptować zaistniałą sytuację. - Czy mogę już iść?
- Tak. Namiko, nie musisz mi dzisiaj pomagać. Pokaż mu drogę do domu.
- Hai, wujku - stwierdziłam, wstając z zajmowanego miejsca. - Powodzenia - dodałam, wychodząc z pomieszczenia.
- Wydaje się silny - dotarł do mnie cichy szept Uzu. Spojrzałam na niego podejrzliwym wzrokiem, na co od razu zareagował. - Spotkaliśmy wielu ludzi, którzy wyglądali na silnych, ale tata bez trudu ich pokonywał. Hokage jednak promieniuje mocą.
- To fakt - potwierdziłam, kiwając głową. - Przyczynił się do zwycięstwa podczas Czwartej Wojny. Jest bohaterem.
- Tak, jak Uzumaki Naruto? - zapytał, przekrzywiając głowę na bok.
- Nie, on był jednym z tych złych! - burknęłam zaskoczona jego niedoinformowaniem. - To on zabił mojego ojca i matkę.
- Hę? - krzyknął zszokowany. - Wujek mówił coś innego.
- Twój wujek musi być naprawdę głupim człowiekiem - zaśmiałam się, machając ręką lekceważąco. - Mówił, od kogo to usłyszał?
- On walczył na wojnie. Widział to na własne oczy.
Haisei - porażka
W końcu, zbawienie! <3
OdpowiedzUsuńShinji ;P