Ten rozdział też nie przeszedł wielkich zmian ;p
M.N.H.N. V
M.N.H.N. V
- Oszalałaś…
- Nie.
- Czyli jednak – uciął posiadacz ciemno-blond włosów.
- Nie wkurwiaj mnie, bo zamiast do 13 roku życia, to będziecie się uczyć do 14 roku życia – odparła posiadaczka kasztanowych włosów.
- Ale czemu? – jęknąłem.
- Ty ? Rozpieprzyłeś teren poza polem treningowym, wybaczę, nie wiedziałeś, ale wyjście poza wioskę i gwałtu już nie! – ryknęła Mizukage.
- Hai Mizukage-sama – powiedziałem ze skruchą.
- Dobra, od dziś, wasza trójka, do końca tego roku szkolnego będziecie uczniami Akademii Shinobi, z powodu małych wybryczków Namikaze – wysyczała przywódczyni. – Zajęcia zaczęły się minutę temu, więc teleportujcie się tam.
- Hai – powiedzieliśmy spuszczając głowy w dół, a po chwili zniknęliśmy w kłębach dymu, by pojawić się w Akademii, tuż przed drzwiami do sali 202.
- Nie mówcie, że nas zwolniono z obowiązków Shinobi, bo to dla mnie hańba, ok? – powiedziałem smętnie do blondyna i blondynki, a ci kiwnęli równie smętnie. Zapukałem. Weszliśmy.
- Tak ? – zapytał nauczyciel. Miał ok. 1,8 m, dużą nadwagę i czarne oczy. Twarz miał pulchną, a włosów nie posiadał. W dodatku na czole miał bliznę, najpewniej stworzoną przez katanę. Odruchowo chwyciłem za swój oręż, by po chwili go puścić. Dopiero teraz spostrzegłem, że był ubrany jak każdy chuunin.
- Mamy zacząć naukę w Akademii od ostatniej klasy – odpowiedziałem krzywiąc się. – Od dziś – dodałem po chwili.
- Dobrze, usiądźcie. – powiedział poważnym, ale zarazem miłym głosem. Ja usiadłem w pierwszej ławce, ponieważ dwa ostatnie miejsca z tyłu zajęło rodzeństwo. A niech ich Sethu kopnie. Po mojej prawej siedział czarnowłosy o różowych oczach chłopak. Z oczu wyczytałem, że był optymistą. Miał lekko zaokrągloną twarz. Ubrany był w czarną koszulkę bez rękawów i czarne spodnie moro. Po lewej siedziała dziewczyna. To musiała być ona! Ta piękność Kiri. Czarne włosy sięgające ziemi, tego samego koloru oczy ociekające chłodem i obojętnością. Cerę miała mlecznobiałą, nos mały, zgrabny, usta również małe, proszące się o pocałunek. Ubrana była w białą koszulę na długi rękaw i czarną spódnicę do połowy ud. Dzięki przyległości koszuli do ciała widziałem wcięcie w talii i średniej wielkości piersi. Zapewne musiały być jędrne. Aż zachciało mi się wyrżnąć wszystkich w koło i ją zgwałcić.
- Pewnie chcesz wyrżnąć wszystkich i mnie zgwałcić? – zapytała obojętnie na głos dziewczyna, tak, że wszyscy to usłyszeli. Uśmiechnąłem się radośnie.
- Spostrzegawcza jesteś. Głównie z tego powodu tu jestem – zaśmiałem się.
- Jesteś chory – zironizowała się.
- Lekarze niczego nie wykryli, ale podejrzewam, że tak - podrapałem się po głowie. Zacisnęła rękę na piórze.
- Czy on może iść do psychologa? – zwróciła się do nauczyciela.
- Jeżeli to kobieta, to chętnie pójdę – zgodziłem się wstając i podnosząc wysoko rękę. Klasa wybuchła śmiechem.
- Cisza! – wydarł się nauczyciel. – Naruto Namikaze, Kyoko Sayuri co wy sobie wyobrażacie?! Za drzwi! – krzyknął obużony wskazując na drzwi. Uśmiechnąłem się wesoło i krokiem baletnicy odbiłem się od ławki. Wylądowałem 5 metry dalej, tuż przy drzwiach. Ukłoniłem się chowając lewą rękę za plecy, a prawą machając płynnie przed siebie.
- Kurwa – przekląłem. Wróciłem do ławki i pochyliłem się. Chwyciłem za pochwę miecza i wyprostowałem się. – Mieczusia zapomniałem – odpowiedziałem na zdziwione spojrzenie nauczyciela. Jego twarz w jednej chwili stała się czerwona.
- Za drzwi! – ryknął tak głośno, że zapewne cała wioska go usłyszała. Ponowiłem ukłon sprzed chwili i, ponownie, skoczyłem niczym balerina prosto do drzwi. Po raz trzeci tego dnia skłoniłem się nisko, a następnie zniknąłem bezszelestnie za drzwiami. Odetchnąłem z ulgą opierając się o boczną ścianę. Niczym cień, tuż za mną wyszła Kyoko. Usiadła na drewnianej ławce po drugiej stronie drzwi. Postałem tak chwile, a następnie przewiesiłem swoją katanę przez plecy. Przymocowałem ją i ruszyłem korytarzem do wyjścia.
- A ty gdzie ? – zapytała czarnowłosa pojawiając się nagle przede mną z rękoma opartymi na biodrach.
- Przejść się – odpowiedziałem mijając ją, nie zwalniając tempa. Mój głos i zachowanie było całkowicie przeciwne do tego, jakie pokazałem w klasie. Teraz zamiast radosnego głosu i dziecinnego zachowania używałem kpiącego głosu oraz delikatnych, ale płynnych ruchów ciała. Kątem oka spostrzegłem, że nie ruszyła się, a jej postura zdradzała, że jest zdezorientowana. Kącik moich ust automatycznie podniósł się nieznacznie. Wyszedłem przed szkołę. Wszystko było pokryte poranną rosą, a na dodatek całodobowa mgła nie pozwalała na jakiekolwiek rozpoznanie terenu. Zrobiłem kilka powolnych kroków, a już po chwili poczułem kunai przy gardle.
- Uczniowie o tej godzinie powinni być w szkole – zaczął obojętny głos. Pewnie był to ANBU, który akurat przechodził obok Akademii.
- Wiem, jednak zostałem wywalony za drzwi. Na dodatek ten program jest dla mnie za niski, dla mnie, syna Yondaime Hokage – wysyczałem. ANBU zacisnął rękę na kunai jeszcze mocniej. – Czyżby mój ojciec zabił ci kogoś bliskiego?
- Nie – ta odpowiedź zbiła mnie trochę z tropu – Jednak gdy usłyszałem, że w wiosce mamy syna Yondaime, zapragnąłem z tobą wymienić kilka ciosów – powiedział ucieszonym głosem. – Problem z tym, że chcę świadka. Może ta dziewczyna koło ciebie ?
- Ok. – zgodziłem się bez marudzenia. – Ale jeżeli wygram, namówisz Mei-chan, żeby przydzieliła mnie do ANB… - zanim zdążyłem dokończyć, członek elitarnego oddziału zaśmiał się.
- Zgadzam się – powiedział powstrzymując ponowne parsknięcie śmiechem. Chwycił nas oboje, a następnie teleportowaliśmy się znikając w kłębach dymu. Pojawiliśmy się na jednym z pól treningowych. Była to polana z małym strumyczkiem przepływającym przez jego środek. Rozejrzałem się. Nie widziałem nawet jednego drzewa.
- Nie ma tu drzew, ponieważ ćwiczymy tu walkę w zwarciu, a nie zabawy w miny i inne duperele. – powiedział widząc mój wzrok błądzący po polanie. Skinąłem głową dając znak, że rozumiem i, żeby zaczął. – Tak bez zbędnego gadania, zaczynajmy! – gdy wypowiedział te słowa zniknął mi z pola widzenia, lecz nie z pola wyczuwania chakry. Uśmiechnąłem się z kpiną. Schyliłem się. Pięść przeleciała mi nad głową. Podskoczyłem, a jego noga prześliznęła się pod moimi stopami. Stanąłem wyprostowany. Zacząłem machać głową w lewo i prawo stojąc za nim uciekając od uderzeń z pięści w twarz. Gdy przerwał poczułem, że teraz moja kolej, więc podskoczyłem zgrabnie tworząc w powietrzu salto w tył i już stałem za nim. Założyłem mu Nelsona, a moja noga powędrowała między mój brzuch, a jego kość ogonową. Zacząłem pchać nogę do przodu z zamiarem połamania mu rąk, lecz o dziwo ten okazał się silniejszy i już po chwili zaryłem głową w kamienie, w strumyku. Wstałem ocierając szkarłatną ciecz z twarzy. Wyprostowałem się, a następnie złożyłem kilka pieczęci.
- Kitsune Katon: Lisi oddech! – ryknąłem, a z mojego gardła niczym strumień wyleciał niebieskawy ogień, niczym przy oddechu smoka, jednak ten był gęstszy i gorętszy. Mój przeciwnik minął to, jednak nie spodziewał się, że w tym samym czasie ja znajdę się przed nim. Zadałem trzy potężne ciosy rękoma otoczonymi ogniem z mojej techniki. Zaraz po tym odskoczył trzymając się za brzuch. Ja w tym czasie „strzepałem” ogień z dłoni. Zaśmiał się cicho, a następnie uniósł maskę tak, by odsłaniała jedynie usta.
- Wiesz Otouto, to, że jesteś proponowany przez naszego Otou-san na tron, nie znaczy, że jesteś najsilniejszy. – powiedział nagle. Stanąłem przerażony. Jeżeli to co on mówi jest prawdą, to ten ANBU jest synem mojej matki i oj… - Spokojnie. Mamy inne matki. – gdy wypowiedział te słowa z jego ust wyleciał podobny do mojego, lecz dużo potężniejszy strumień ognia. Jego prędkość była szybsza od mojej, tudzież nie minęła sekunda, a ogień odbijał się od mojej klatki piersiowej. Nie robiąc sobie nic, a nic z gorąca, zacząłem kierować się w stronę brata. Albo nic nie widział przez przesunięcie maski, albo zamknął oczy, ponieważ nie zareagował na moje przemieszczanie się w potężnym żywiole. Stanąłem tuż przed nim, a następnie zapukałem w jego maskę. Przerwał wydmuchiwanie powietrza, a następnie spojrzał w miejsce, w którym stałem. Nagle jego własny ogień wzbogacony o kilkaset dodatkowych stopni Celsjusza uderzył w jego odsłoniętą część twarzy parząc ją niemiłosiernie. Dobrze, że w pewnym sensie był odporny od ognia, przez pokrewieństwo z diabłem, ponieważ, gdyby był normalnym człowiekiem, jego twarz zostałaby spalona na popiół. Upadł na kolana zakrywając dłońmi twarz. Chciałem do niego podejść, lecz zanim to zrobiłem, ten teleportował się.
- Łał – usłyszałem. Spojrzałem na źródło dźwięku, którym okazała się Kyoko. – Kto to był? – zapytała zdziwiona. Sam się zdziwiłem, że nie wie. Pewnie braciszek zrobił coś, by nie usłyszała naszej rozmowy.
- Nie wiem, ale z dołączenia do ANBU chyba nici - powiedziałem westchnąwszy. Spojrzałem na nią. Teraz, z zdezorientowaną miną, wyglądała całkiem słodko(tak kawaii ;D). Stanąłem przed nią. Dopiero teraz spostrzegłem, że pokonałem starszego brata i to bez użycia potęgi zapieczętowanej w katanie. Mimo wszystko na mojej twarzy zagościł uśmiech. Chwyciłem ramię mojej koleżanki, a następnie zniknęliśmy w kłębach dymu. Pojawiliśmy się przed Akademią, tuż przed dzwonkiem na drugą lekcję. Zaczęliśmy biec w stronę naszej klasy. Specjalnie zwolniłem tempo do równego z czarnowłosą, jednak na ostatnim zakręcie przyśpieszyłem trochę. Zapukałem, a następnie otworzyłem drzwi, Kyoko przepuszczając jako pierwszą. Mimo krótkiego biegu, bardzo krótkiego, miała lekką zadyszkę, a policzki miała lekko zaróżowione. Klasa spojrzała na nas dziwnie, a Oruga i Aiko śmiali się spadając z krzesła. Te dwa małe…
- Spóźnienie – moje myśli zostały przerwane przez nauczyciela, który patrzył na nas chłodno. – Siadać – powiedział, a my wykonaliśmy jego polecenie. Przez przypadek zapomniałem wkurzyć czarnookiej, by znów wylecieć za drzwi, lecz zorientowałem się dopiero na końcu lekcji, gdy zabrzmiał dzwonek. W dodatku zapomniałem udawać dzieciaka. Na przerwie usiadłem na ławce, a po mojej lewej bliźniaki. Rozmawiały o czymś zawzięte.
- Co oni tak długo robili ? – usłyszałem Aiko.
- Jeżeli on ostatnio zgwałcił, a ta Kyoko była zarumieniona, to co mogli robić – teraz usłyszałem rozbawiony głos Orugi. Mimowolnie, nie wiem dlaczego zrobiło mi się gorąco, a na moich policzkach pojawiły się wypieki.
- My tego nie...! – zacząłem krzyczeć, lecz w ostatniej chwili powstrzymałem się, ponieważ po mojej prawej usiadła Sayuri.
- O co chodzi ? – zapytała patrząc na mnie tym swoim świdrującym wzrokiem. Usiadłem patrząc przed siebie z wargami wyglądającymi, jakby miały zaraz zniknąć w moich ustach. Widok przekomiczny, ale zależy dla kogo.
- My się zastanawiamy… – zaczął Aiko
- …co robiliście… - przeciągnęła Oruga.
- …gdy was nie było. – dokończył posiadacz niebieskich wchodzących w zieleń oczu.
- Stanęło na tym,… - tym razem zaczęła ciemno-blond włosa dziewczyna.
- …że Naru ponownie zaczął… - chciał dokończyć Aiko, lecz brutalnie mu to przerwałem rzucając się na niego. Na moje nie szczęście Oruga połączyła siły z bratem.
- Gwałcić! – wykrzyknęła. Wszyscy w koło zatrzymali się patrząc na naszą czwórkę dziwnie. Dalej leżąc na Aiko palnąłem się otwartą dłonią w czoło. Uczniowie odsunęli się trochę i ponowili chód, lecz nadal patrzyli na nas jak na coś obleśnego(S: Skarpetki?). Resztę dnia, o dziwo, spędziliśmy razem, siedząc w czwórkę w jednej ławce, która mieściła 3 osoby(Ja, czyli Aiko, brałem krzesło i dostawiałem się do ich ławki, a Oruga zajęła miejsce tego posiadacza różowych włosów uprzednia wyrzucając go z „jej krzesła”). Po szkole poszliśmy na pole treningowe. Ćwiczyliśmy. Pokazałem Orudze jakąś ciekawą technikę z rodziny Doton, a Aiko pokazałem gdzie robi błąd w wyprowadzaniu potężniejszych ciosów. Kyoko nie była niestety na naszym poziomie, więc do północy trenowałem ją pod względem podstaw Taijutsu.
C.D.N.
Witam,
OdpowiedzUsuńczyli wrócił do akademii, pokonał brata, a ciekawe może jednak wstąpi do anbu...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia