ROZDZIAŁ II
Zbudziłam się długo po południu. Niebo powoli zaczynało zmieniać barwę na pomarańcz, by przejść w ciemną noc. Rozejrzałam się. Drzwi do pokoju były otwarte. Wstałam czym prędzej, a następnie wyszłam z pomieszczenia. W holu uderzył we mnie niesamowity zapach, który automatycznie spowodował odezwanie się mojego pustego żołądku. Czym prędzej ruszyłam w stronę kuchni, piętro niżej. Stał tam, w samych spodniach, odwrócony do mnie plecami. Stanęłam zszokowana. Cała skóra pokryta była bliznami. I nie były one zwykłe. Jedna rozchodziła się po długości kręgosłupa, a druga, również prosta, od barku, krzyżując się z tą pierwszą, kończąc się niewiele powyżej linii spodni. Reszta tkanki nie była od nich wolna. Przypalona, pocięta, a nawet odcinana. To było widać, źle się zagoiło. Przełknęłam ciężko ślinę.
- Wiesz, jaką mam ochotę cię zabić? - zapytałam. - "No pięknie Konan, nic lepszego nie mogłaś powiedzieć?" - skarciłam się w myślach.
- Jestem tego świadom. Zabiłem ci najważniejszą osobę w twoim życiu - odpowiedział nie odwracając się. Chwycił za talerze, a następnie przeniósł je na wyspę, przy której stały cztery krzesła. Tylko ja i Pain mieliśmy przywilej przy niej siedzieć. Już chciałam wytknąć mu, że nie ma prawa przy niej siadać, gdy przypomniała mi się pewna sytuacja.
Usiadłam na swoim stałym miejscu, które znajdowało się przy dłuższym odcinku prostokątnej wyspy. Po mojej lewej, dalej od blatów kuchennych, zasiadł Nagato. Do kuchni wszedł Kisame.
- Na co ma szef dzisiaj ochotę?
- Smażony bakłażan z blanszowanymi warzywami.
- Już się robi. - odpowiedział, następnie zaczął swoją robotę.
- Nagato? - zaczęłam.
- Tak? - zwrócił na mnie swoją uwagę.
- Dla kogo jest to miejsce na przeciwko ciebie? Jakoś zawsze mnie to interesowało. Sam się pofatygowałeś, żeby po nie zajść i tu przytargać. Na maszynie - wyjaśniłam. Jego wzrok padł na przedmiot rozmowy, a następnie zamyślił się.
- Rodzina... - Udało mi się usłyszeć jego szept.
Westchnęłam.
- Co się stało? - zapytał Uzumaki pochłaniając porcję... Smażonego bakłażana z blanszowanymi warzywami.
- Nic takiego.Gdzie jest nasz kolejny cel?
- Moja siostra - odpowiedział kończąc posiłek.
- Twoja siostra - Kiwnęłam głową w geście zrozumienia. - Zaraz, co!?
- Moja siostra. No, dobra. Nie jest moją siostrą. Jest moim eksperymentem z czasów szkolnych. Próbowałem nauczyć się zwykłego Bunshin no jutsu, ale coś mi nie wyszło. Mój klon był dziewczyną. W dodatku nie wykonywał moich poleceń i nie mogłem go odwołać. Ukryłem go i zamknąłem. Nazwałem ją...
- Zdecyduj się. Ją, czy go!
- Wiesz, to nie jest łatwe. Jest rodzajem żeńskim, ale jest klonem... Więc nazwałem ją Naruko. Zrobiłem jej wiele złego. To były tortury. Ale nie odpuszczałem. Byłem szczeniakiem, który myślał, że stworzył technikę nieśmiertelności. Wiesz, była możliwość, że jeśli sam zginę, to wrzuci mnie w jej ciało. Za bardzo jednak bałem się, że to nie wypali. Po skończeniu Akademii starszyzna z Hokage na czele odkryli moje dzieło. Wtedy dowiedziałem się o Orochimaru. Obiecałem, że nigdy więcej tego nie zrobię, ale i tak zabrali ją. Wrzucili do szpitala psychiatrycznego, który jest jednym wielkim więzieniem. To gdzieś niedaleko stąd. Mam zamiar ją wyciągnąć.
- Wiesz, jaką mam ochotę cię zabić? - zapytałam. - "No pięknie Konan, nic lepszego nie mogłaś powiedzieć?" - skarciłam się w myślach.
- Jestem tego świadom. Zabiłem ci najważniejszą osobę w twoim życiu - odpowiedział nie odwracając się. Chwycił za talerze, a następnie przeniósł je na wyspę, przy której stały cztery krzesła. Tylko ja i Pain mieliśmy przywilej przy niej siedzieć. Już chciałam wytknąć mu, że nie ma prawa przy niej siadać, gdy przypomniała mi się pewna sytuacja.
Usiadłam na swoim stałym miejscu, które znajdowało się przy dłuższym odcinku prostokątnej wyspy. Po mojej lewej, dalej od blatów kuchennych, zasiadł Nagato. Do kuchni wszedł Kisame.
- Na co ma szef dzisiaj ochotę?
- Smażony bakłażan z blanszowanymi warzywami.
- Już się robi. - odpowiedział, następnie zaczął swoją robotę.
- Nagato? - zaczęłam.
- Tak? - zwrócił na mnie swoją uwagę.
- Dla kogo jest to miejsce na przeciwko ciebie? Jakoś zawsze mnie to interesowało. Sam się pofatygowałeś, żeby po nie zajść i tu przytargać. Na maszynie - wyjaśniłam. Jego wzrok padł na przedmiot rozmowy, a następnie zamyślił się.
- Rodzina... - Udało mi się usłyszeć jego szept.
Westchnęłam.
- Co się stało? - zapytał Uzumaki pochłaniając porcję... Smażonego bakłażana z blanszowanymi warzywami.
- Nic takiego.Gdzie jest nasz kolejny cel?
- Moja siostra - odpowiedział kończąc posiłek.
- Twoja siostra - Kiwnęłam głową w geście zrozumienia. - Zaraz, co!?
- Moja siostra. No, dobra. Nie jest moją siostrą. Jest moim eksperymentem z czasów szkolnych. Próbowałem nauczyć się zwykłego Bunshin no jutsu, ale coś mi nie wyszło. Mój klon był dziewczyną. W dodatku nie wykonywał moich poleceń i nie mogłem go odwołać. Ukryłem go i zamknąłem. Nazwałem ją...
- Zdecyduj się. Ją, czy go!
- Wiesz, to nie jest łatwe. Jest rodzajem żeńskim, ale jest klonem... Więc nazwałem ją Naruko. Zrobiłem jej wiele złego. To były tortury. Ale nie odpuszczałem. Byłem szczeniakiem, który myślał, że stworzył technikę nieśmiertelności. Wiesz, była możliwość, że jeśli sam zginę, to wrzuci mnie w jej ciało. Za bardzo jednak bałem się, że to nie wypali. Po skończeniu Akademii starszyzna z Hokage na czele odkryli moje dzieło. Wtedy dowiedziałem się o Orochimaru. Obiecałem, że nigdy więcej tego nie zrobię, ale i tak zabrali ją. Wrzucili do szpitala psychiatrycznego, który jest jednym wielkim więzieniem. To gdzieś niedaleko stąd. Mam zamiar ją wyciągnąć.
~~~~()~~~~
Powolnym krokiem zeszłam z mojego piętra przywitana oklaskami i wiwatami współwięźniów.
- Do naszego wyjścia z tego gówna pozostało tylko kilka dni - zaczęłam. - Trzyma się jeszcze około stu strażników, dwóch ANBU i naczelnik. Zapasy im się kończą. Ostatnia walka odbędzie się tu, w bloku B. Podziękujmy panu Deidarze z Akatsuki za pomoc! - wykrzyknęłam. Obok mnie pojawił się blond włosy mężczyzna o kobiecej urodzie i czarnym płaszczu z czerwonymi chmurami. Ryki zadowolenia rozbrzmiały zagłuszając wszystko.
~~~~()~~~~
- To szaleństwo! - wykrzyknęła żaba uderzając pięścią w biurko. - Dlaczego posiłki z Konohy jeszcze nie dotarły?! Oddział... - jej słowa zostały przerwane przez nagłe pojawienie się dwóch osób.
- Pojawiły się posiłki.
~~~~()~~~~
Wiwaty nie zdążyły ucichnąć, a już zostały zagłuszone przez wybuch. Przejście pomiędzy blokiem B, a A zostało zniszczone.
- To jest dzień naszej chwa...! - krzyczałam podnosząc pięść w górę.
- Deidara, do mnie - usłyszeliśmy zza powstałych przy eksplozji pyłu. Blondyn drgnął i popędził w tamtą stronę. Po chwili wybiegła z nich setka strażników na przedzie z ANBU. Byli uzbrojeni w broń białą, w dodatku nie posiadali pieczęci zatrzymujących użycie wszelkich technik. Ich ustawienie posiadało jednak wielką wadę. Środek o szerokości czterech metrów był bez żadnej ochrony. To była po prostu luka, którą umyślnie stworzyli. Kpią sobie?
Usłyszałam kroki. Dwie osoby. Z dymu wyłoniła się jakaś niebieskowłosa dziewczyna ubrana podobnie to naszego - byłego - towarzysza, który kroczył tuż koło niej. Stanęli w środku, pozostawiając między sobą jeszcze jedno wolne miejsce. Do moich uszu dotarły kolejne kroki. Na ich dźwięk moje ciało spięło się w każdym możliwym miejscu.
- Czyżbyś pragnęło wolności, Naruko? - rozbrzmiał pozbawiony wszelkich emocji męski głos. Rozpoznałabym go wszędzie. W dodatku tylko on się tak do mnie zwracał. Dawało mu to chorą satysfakcję, a mi przypominało o tym, co przeżyłam.
- Nie nazywaj mnie tak - warknęłam. - Tu zwą mnie Kami-sama! - wykrzyknęłam podnosząc pięść w górę. Więźniowie jak jeden mąż skopiowali mój ruch rycząc donośnie. Byliśmy jak wojsko, a ja byłam ich dowódcą.
- Kami-sama? Nie rozśmieszaj mnie. Nie zasługujesz na ten tytuł. - I wyszedł. Pokazał się. Stanął pomiędzy dwójką członków Akatsuki. Wydoroślał. Był wysoki na metr osiemdziesiąt, blond włosy sterczały w każdą możliwą stronę, a oczy przyglądały mi się uważnie. Jego ciało zdobiły czarne buty Shinobi, pomarańczowe spodnie dresowe, czerwony płaszcz z motywem ciemnych płomieniu u dołu, pod którym widniała koszulka wyglądająca jak czarna siatka i wiszący na szyi szal. Wyglądał jak oderwana część odzienia organizacji Deidary.
Przyglądaliśmy się sobie uważnie. Mimo, że nie wykonywaliśmy żadnych ruchów, nasze oczy wychwytywały najmniejsze drgnięcia naszych ciał. Niestety, jego nie wykonało ani jednego, natomiast moje przeciwnie. W końcu jednak spojrzeliśmy sobie w oczy. To był ten moment.
~~~~()~~~~
Gdy dotarło do mnie spojrzenie jej oczu, zrozumiałem. Moje ciało samo szarpnęło całym mną, a nogi poruszyły się automatycznie. Zrobiłem zamach i uderzyłem. Nasze pięści się spotkały, a siła zderzenia wytworzyła pole, które spowodowało zniszczenie podłoża i wytworzenie masy dymu. Nasze otoczenie znikło nam z pola widzenia, ale pięści dalej się ze sobą stykały.
- Czuję, jak drżysz - odpowiedziałem. Wtedy jej pięść przestała być dla mnie wyczuwalna, ale poczułem drgania powietrza wokół. Schyliłem głowę, a jedna z jej nóg przeleciała nad nią. Cofnąłem się, rozkazując mojemu tułowiu wyprostować się. Zauważyłem stopę, która zleciała z góry w dół. Następnie prawą ręką zatrzymałem jej kolano przed ciosem w brzuch. Gdy mi się udało, zmieniłem pozycję przedramienia z leżącej na pionową, odtrącając tym samym jej atak pięścią. Ułamek sekundy później moja lewa ręka zacisnęła się na jej szyi. Palcami wolnej dłoni pstryknąłem, a dym zasłaniający obcym spojrzeniom widok na naszą walkę rozwiał się. - Twoim twórcą jestem Ja. - Powiedziałem akcentując ostatnie słowo. - To ja decyduję o tym, co robisz, co jesz, co pijesz, kiedy śpisz, czy kiedy możesz się wyszczać. Zrozumiano? - Wyszeptałem do jej ucha. - Jeśli jednak tego nie zrobisz... Pamiętasz trzeci tydzień naszego wspólnego życia? - Zapytałem. Blondynka rozszerzyła swe oczy w czystym przerażeniu, a gdy ją puściłem, upadła na podłogę trzęsąc się niemiłosiernie i podpierając na rękach. - Idziesz ze mną. Czy tego chcesz, czy nie, to ja decyduję o twoim życiu. - Powiedziałem już na głos. Pstryknąłem drugą dłonią, a wszyscy więźniowie opadli na ziemię nieprzytomni.
Odwróciłem się w stronę naczelnika więzienia.
- Zgodnie z umową, pomogłem wam, więc zabieram moją własność.
~~~~()~~~~
Spoglądałam na swoje dłonie w przerażeniu. Jego siła... Nie, jego potęga jest niezrównana. I ja chciałam z nim wygrać.
- Zgodnie z umową, pomogłem wam, więc zabieram moją własność - słowa mojego twórcy echem rozbrzmiały w moich uszach. Zacisnęłam pięści, a następnie, dalej drżąc, wyciągnęłam ostatni kunai. Chęć mordu i wściekłość wzięły górę nad moim przerażeniem i już po chwili stałam przed nim otoczona krwistoczerwonym płaszczem chakry z ostrzem tuż przy jego szyi.
- Żadna, kurwa, twoja własność - warknęłam wprawiając swoją rękę w ruch.
Szkarłatna krew zalała moją twarz, po której błądził oszalały uśmiech.
Roześmiałam się, niczym szaleniec dźgając jego tętnice.
~~~~)(~~~~
Tak, Deidara żyje! Nie jestem pewien, czy normalnie wtedy też żył, w sensie po ataku na Konohę, ale na 100% nie, więc go wskrzeszam. Walka Deidara vs Sasuke nie istniała.
Wybaczcie moją nieobecność, ale mam ferie i egzamin gimnazjalny(który mam w głębokim poważaniu) w kwietniu(?).
Jakże oryginalne imię nadałeś klonowi Naruto, Saspik. Normalnie nikt nie wpadł na nazwanie jej Naruko! Tak, wiem, ale weźcie pod uwagę, że wymyślił je dzieciak z Akademii. A, i żeby nie było nieporozumień, chwilowo nie ujawniam wieku, w którym ją stworzył, ponieważ zastanawiam się nad pewnymi aspektami tych tortur, jakie jej sprawił. No i rozdział chaotyczny. Tak btw., jeśli komuś się nie podoba fakt, że robię takie przeskoki, to Gomene, ale ostatnio tak mam :P
Pozdrawiam, Saspik!
super rozdział, bardzo fajnie piszesz, czekam na następny. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńZnalazłem kilka błędów:
OdpowiedzUsuń"Ją, czy Go" - nie musisz pisać z dużych liter, bo piszesz opowiadanie. Zaimki osobowe pisze się z dużych liter, gdy piszesz do kogoś list lub jakąś formalną wiadomość...
W dialogach masz mnóstwo błędów. Polecam przeczytać to: http://torg.pl/showthread.php?384297-Poradnik-Jak-prawid%B3owo-zapisa%E6-dialog-w-naszym-opowiadaniu Możesz też poprzeglądać książki i zwrócić uwagę na dialogi. Później porównaj je ze swoimi, a zobaczysz, jakie błędy popełniasz.
P.S: Jak coś, nie chciałem Cię urazić. Naprawdę dobrze piszesz, lecz popełniasz błędy. Niektórych naprawdę może to denerwować, jak mnie ;)
Proponuję Ci znaleźć betę, czyli osobę, która sprawdzi Tobie tekst oraz poprawi, zanim go opublikujesz.
Życzę Ci dużo, dużo weny :)
Hej,
OdpowiedzUsuńświetnie, o tak zeńska wersja Naruto i jak swietnie nazwana, na dodatek nie jest w stanie zniknąć...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia