Densen - Nana 70%

Jeśli długo nie ma rozdziału - czytaj chat!

piątek, 21 lutego 2014

Shi o hōki [IV] Nie, nie chcemy takiego pokoju.

Rozdział IV

   Przystanęliśmy na skraju lasu.
   - Więc tak wygląda teraz... Konohagakure no Sato - wyszeptał brunet widząc zdewastowane mury wioski. Wieże strażnicze, które mijaliśmy, były pozbawione wartowników, jednak tuż przy samej osadzie było ich mnóstwo. Już stąd widziałem gdzieniegdzie znajome osoby, takie jak Neji, czy Lee. Zaraz za bramą rozpościerał się widok na ogromny krater, który jednak nie sięgnął głównej siedziby Hokage.
   - I całe szczęście... - wyszeptałem zeskakując z gałęzi. Zacząłem powoli zbliżać się do głównego wejścia, a tuż za mną kroczył Sasuke, Jūgo, Karin, Suigetsu, Naruko i Konan. Wszyscy odziani w płaszcze Akatsuki. Tylko ja miałem na sobie - naprawiony - czerwony z motywem czarnych ogni. Shinobi przed nami patrzyli na nas zszokowani. Bohater wioski idzie w szalu swojego przeciwnika i jego poplecznikami. Rock Lee tego nie wytrzymał. Wystartował przed siebie chcąc zadać mi cios. Wyglądało to, jakby nagle znikł i pojawił się przede mną. Mną, zgarbionym i stojącym bokiem do niego oraz wbitym łokciem w jego brzuch, trzymając dłonią za pięść. Następnie wyprostowałem się i ustawiłem się przodem do wioski. Podniosłem rękę na wysokość czoła czarnowłosego i pstryknąłem mu w nie. Uderzenie było tak potężne, że oderwało ciało od ziemi i wbiło je w znak nad bramą. Nie spadł, ale też nie poruszył się. - Wybaczcie mi taki powrót, jednak nie mam czasu na pogawędki przy herbatce. Jestem tu w konkretnym celu. Sasuke, Naruko, za mną. Reszta przygwoździć, nie zabijać - oznajmiłem drużynie, po czym przeskoczyłem mur jednym skokiem. Poczekałem na pozostałą dwójkę, a następnie ruszyłem z nimi, dostosowując się do ich tępa, w stronę czerwonego budynku. Zostaliśmy jednak zatrzymaniu tuż przed końcem naszej drogi. Przy małym murku, którego nie dałby rady przekroczyć cywil, stały masy Shinobi. Gdzieś koło pięciu tysięcy, a na ich czele Tsunade z Kakashi'm i Gai'em po bokach.
   - Naruto! - krzyknęła zdenerwowana. - Co ty sobie wyobrażasz!? Co ci wpadło do głowy, by stać się członkiem Akatsuki!? Wiesz, z czym to się wiąże!?
   - Tsunade - wymieniłem jej imię. - Doskonale znam swój aktualny status. Zaginiony. I nie jestem członkiem Akatsuki.
   - Wypierasz się nas? - zakpił Uchiha. Moja ręka automatycznie dotarła do jego krtani, przyciskając ją lekko. Tak, by sprawiła mu ból, ale również nie zabiła.
   - Zważ na słowa, Uchiha. Jestem twoim przywódcą - rzekłem obojętnie. Puściłem, nie zauważając nawet, że uniosłem go kilka centymetrów nad ziemią. Opadł na kolano i, trzymając się za szyję, zaczął kaszleć. - Tsunade - powtórzyłem. - Odwołaj swoich ludzi. Wioska była mi niegdyś bliska, nie chcę niepotrzebnych ofiar dążąc do pokoju.
   - Do pokoju!? - wykrzyknęła. - Chcecie wydobyć wszystkie Bijū i zagrozić wszystkim nacją! To chcesz nazwać pokojem?
   - Nie, nie chcemy takiego pokoju - powiedziałem zaskakując ją, jak i wszelkich tu obecnych... Poza Naruko i Sasuke. - Naszym obecnym priorytetem jest zwerbowanie najsilniejszych, akcje dyplomatyczne i priorytet priorytetów. Wskrzeszenie.
   - Co? - zapytała zbita z tropu. - Myślisz, że uwierzę w te kłamstwa? - kontynuowała. Widać było, że prawdziwe emocje powoli się ujawniają. Była przygnębiona. Westchnęła. - Pojmać ich - wyszeptała. Kakashi i Gai w duecie ruszyli w naszą stronę, środkiem ulicy. Zamaskowany z Chidori, czarnowłosy z pięścią.
   - Ooo... - wyszeptał Sasuke chwytając za rękojeść swojej katany, która zaiskrzyła, a jego oczy zalało czerwienią ostatecznego Sharingan'a wszczepionego godzinę temu* przez Karin.
   - Zostawiam to wam. Sasuke Kakashi, a Naruko Gai. Ja biorę całą resztę - rozkazałem przeskakując biegnącą parę. Uklęknąłem tuż przed zaskoczoną blondynką i uderzyłem ją ciosem w pępek z otwartej dłoni. Używając sporej części swojej siły, wyrzuciłem ją w stronę okien od jej gabinetu, po czym złożyłem kilka pieczęci. - Katon: Kami no nigirikobushi* - powiedziałem wypluwając z buzi niebieskie kule ognia uformowane w pięści, które spopieliły kilkudziesięciu ninja, którzy nie zdążyli uniknąć ataku. Zaraz po tym wbiłem się w sam środek armii nokautując, bądź przebijając przeciwników gołą dłonią. Nie minęła godzina, a usłyszałem wybuchy kilkadziesiąt metrów ode mnie. Odwróciłem się. Sasuke, siedząc na nieprzytomnym Hatake, obserwował moją replikę walczącą z Schikamaru, Gai'em i Kurenai. Może mieć niezłe problemy. - Sasuke! - krzyknąłem odwracając się i, wyciągając z klatki piersiowej kunai, zabiłem jednego z Jōnin'ów. - Pomóż Naruko, a nie siedzisz bezczynnie.
   - Tak, tak - usłyszałem jedynie, po czym ruszył na pomoc blondynce. Ludzie wokół mnie wyglądali na skołowanych, zmęczonych i zdenerwowanych. Część z nich musiała być też w szoku oraz niezdolna do walki.
   - No dobra. Czas to zakończyć - powiedziałem wbijając palce w swoją klatkę piersiową. Szybkim ruchem ukończyłem formowanie Kuro Ōgama i przełamałem ją w pół. Teraz w obu rękach trzymałem po jednej kosie, więc ustawiłem nogi w jednej linii, jedną z przodu, drugą z tyłu. Tak samo zrobiłem z bronią. Ostrza tylnej kosy ustawiłem w moją lewą stronę, a przedniej w prawo. - Uwaga, liczba zgonów zaraz osiągnie maksymalną wartość - rzekłem, po czym zacząłem kręcić się wokół własnej osi ścinając po kolei osoby najbliżej mnie. Niektórzy próbowali blokować, ale moje kosy łamały broń i zabijały na miejscu. Zaczęli się odsuwać, ale na to tylko czekałem. Zakończyłem wirowanie, a następnie zacząłem w drugą stronę. Przerwy między kolejnymi ostrzami w kosach przedłużyły się tak, że zmieściłoby się w nich dwóch ludzi, co też się stało. W końcu zebrali się w garść i, mimo zabicia już ponad tysiąca osób, pełni wiary w pokonanie mnie, rzucili się na mnie od góry. Prychnąłem, nie zmieniając obojętnego wyrazu twarzy, a następnie odskoczyłem do tyłu i złączyłem kosy, by całą chwycić jedną ręką przed sobą. Zacząłem ją kręcić, żeby wyrzucić ją w górę. Stałem tak bez ruchu, gdy wszyscy koło mnie rzucili się na moją osobę ponownie. Uderzyłem pierwszego przeciwnika z przodu, a następnie wyprowadziłem cios z łokcia w brzuch osobę za mną. Złapałem Kuro Ōgamę w locie i szarpnąłem w lewo ścinając głowę mężczyzny po prawej oraz wbijając jej koniec w kolejnego. Nagle koło mnie wylądował Hidan ze swoją bronią.
   - Nie zapraszałem cię - stwierdziłem obserwując wojsko Konohy.
   - Lubimy wbijać się na imprezy, na które nas nie zaproszono - odpowiedział z chytrym uśmiechem. - Co nie, Czerwony?
   - Yo, Naruto! - usłyszałem krzyk pełen szaleństwa wbijającego się od tyłu w naszych przeciwników. Źródło tego głosu szybko pojawiło się przede mną w postaci niskiego nastolatka o czerwonych oczach.
   - Yuki - odpowiedziałem skinięciem głowy. - Zajmijcie się nimi. Ja z Sasuke i Naruko mam coś jeszcze do załatwienia. Naruko, Sasuke za mną! - krzyknąłem po wyjaśnieniu reszcie ich zadania. Dwójka wymienionych przeze mnie posiadaczy odpowiednich imion podbiegli do mnie, a następnie ruszyliśmy w stronę wejścia. Przebiegliśmy sporą część korytarzy ścinając około dziesięciu mężczyzn. Wkroczyliśmy do jednego z wielu pokoi przesłuchań, całego białego z krzesłem dla przesłuchiwanego na środku. Przejrzałem każą z płytek, co do jednej. Nie znalazłem jednak tego, czego szukałem. - "Pomyliłem pokoje? Nie..." - przeleciało mi przez myśl. Mimo to sprawdziłem każde pomieszczenie. - Nie ma - stwierdziłem wychodząc z ostatniego pokoju. - Co to do jasnej cholery ma znaczyć? - warknąłem.
   - Powiesz w końcu, czego szukasz? - zapytał Uchiha. Spojrzałem na niego z niesmakiem, po czym olśniło mnie.
   - Może nie wiem, gdzie to się znajduje, ale wiem, kto może wiedzieć - powiedziałem i ruszyłem biegiem wzdłuż korytarzu. Udało nam się wydostać z budynku przez dach skacząc na schody do schronu. Wykopałem drzwi obezwładniając strażnika stojącego przed nimi, a następnie luźnym marszem przedostawałem się przez kolejne części pomieszczeń. Mijałem zszokowanych cywili, genin'ów, ale nie mogłem znaleźć tego jednego. W końcu nie wytrzymałem, chwyciłem pierwszego lepszego Jōnin'a i podniosłem lekko przyduszając. - Gdzie jest rada? - warknąłem. Mężczyzna trzymał język na kłódkę, jednak ja nie miałem zamiaru się z nim patyczkować. Puściłem go.
   - Zabić wszystkich. Jeśli powiedzą gdzie jest rada, zatrzyma...
   - Na końcu korytarza w prawo! - krzyknął Shinobi, którego przed chwilą trzymałem. Podszedłem do niego i poklepałem po policzku. Następnie w wbiłem dłoń w jego krtań.
   - Nie lubię kapusiów - stwierdziłem odwracając się i podążając za jego instrukcjami. Danzō i para staruszków siedziała przy stoliku popijając zieloną herbatę. Gestem dłoni rozkazałem zatrzymać się moim towarzyszom, samemu przysiadając się do rady.
   - Herbaty, chłopcze? - zapytała staruszka. Skinąłem głową na znak, by nalała.
   - Gdzie jest ołtarz?
   - Ukryty, w bezpiecznym miejscu. Z dala od ciebie - rzekła.
   - Głowy Hokage?
   - Nie - odparł Danzō. Zechciało mi się roześmiać.
   - Co, jak co, ale ty, Danzō, powinieneś wiedzieć, że mnie nie oszukasz - stwierdziłem przechylając zawartość kubka do gardła. - Nikt nie jest w stanie mnie powstrzymać przed jego wskrzeszeniem.
   - Dlaczego chcesz to zrobić? Wiesz, jak to się skończy. Niepowodzeniem - po raz pierwszy odezwał się staruszek.
   - Mam odpowiednie substancje i informacje, by wiedzieć, że się uda - stwierdziłem wstając. Odwróciłem się i minąłem moich towarzyszy. - Masz wolną rękę, Sasuke.

~~~~()~~~~

   Stanąłem na głowie Yondaime spoglądając w dół. Wojska Konohy już nie istniały, większość rozstała rozpruta, inni pouciekali, jednak pościg za nimi dalej trwał.
   - Gdzie teraz? - zapytał brunet czyszcząc swoje ostrze kawałkiem materiału zerwanego z szat staruszka.
   - Do środka, do głowy Yondaime.

~~~~)(~~~~

[...]czerwienią ostatecznego Sharingan'a wszczepionego godzinę temu* - no więc tak, Karin w drodze do Konohy mu go wszczepiła, a dzięki jej krwi skutki uboczne przeszczepu zniwelowane.
Katon: Kami no nigirikobushi* - Element ognia: Boskie zaciśnięte pięści.


Taaaa.... Rozdział trochę bardzo denny :D No, ale to pisałem ja. Pod wpływem go zakończyłem. Oczywiście słuchając muzyki. Endingu. Z Naruto. Z odcinków 333-343. Boskie *^*
W każdym razie - nie chce mi się pisać tego czegoś na konkurs. Serio. Ale już się zabrałem i wypadałoby skończyć (taki suchar, ja żadnego opowiadania nie kończę :D)
Sayonara!

Pozdrawiam, Saspik!

1 komentarz:

  1. Hej,
    boski rozdział, czyli jednak chce ożywić swojego ojca, konoha zniszczona można powiedzieć...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Klawiatura nie gryzie - zmotywuj mnie ;)