Densen - Nana 70%

Jeśli długo nie ma rozdziału - czytaj chat!

środa, 21 maja 2014

Senzogaeri [III] Proszę, użyj nas!

Rozdział III
   - Co powinniśmy zrobić teraz? - zapytała Sakura po kilku minutach, gdy weszliśmy do wioski. Jakoś poskładaliśmy Kakashiego, podzieliliśmy się posiłkiem, a na koniec pozwolił nam się odmeldować. Zdaliśmy wszyscy.
   - Może przejdziemy się od baru z ramen? - zapytałem rozciągając się. - Znam budkę, najlepszy ramen na świecie! Ja stawiam, co wy na to?
   - Jestem za - burknął czarnowłosy, więc znałem już odpowiedź zielonookiej. Spojrzałem na siostrę.
   - Idziesz z nami, Naruko? - zapytałem, gdy nie odpowiadała mimo upływu czasu.
   - Ahhh... - podniosła zdziwiona głowę. - Tak, jasne.
   - No, to kierunek Ichiraku ramen! - krzyknąłem zaczynając biec. Reszta powoli zaczęła robić to samo, gdy zauważyli, że lada moment mogę zniknąć im z oczu. Droga zajęła nam dobre piętnaście minut.
   - Konnichi-wa, Teuchi-san, Ayame-san! - krzyknąłem na wstępie odsuwając kotarę dla towarzyszy.
   - Konnichi-wa, Naruto! - odpowiedział staruszek odwracając się do nas. - Oh, przyprowadziłeś przyjaciół.
   - Tak, jesteśmy od dziś drużyną nr 7! - odpowiedziałem zasiadając pomiędzy Sakurą, a Naruko. - Co chcecie?
   - Tonkotsu Ramen[takie tłuste] - poprosił Uchiha.
   - To samo - stwierdziła blondynka.
   - Nie wiem, jak możecie to jeść - skrzywiła się Haruno. - Shio Ramen[takie odtłuszczone].
   - To co zawsze, Miso Ramen.
   - Zaraz podam - skwitował ojciec Ayame, po czym zabrał się za przygotowanie zup. Po kilkunastu minutach były gotowe i każdy zajadał się swoją porcją.
   - Jak zawsze, najlepsze! - krzyknąłem odstawiając swoją miskę. Zaraz po mnie reszta odstawiła swoje. - Ile się należy, Teuchi-san?
   - Dziś na koszt firmy, Naruto. Potraktuj to jako prezent z okazji zostania genin'em! - powiedział uśmiechając się szczerze. - Sayōnara!
   - Arigatō! Sayōnara! - odpowiedziałem wychodząc jako ostatni. - To co? Rozchodzimy się?
   - Wygląda na to, że tak. Zaraz muszę być w domu, rodzice nie wiedzą, że miałam drugi egzamin - stwierdziła różowowłosa. Pozostała dwójka jedynie kiwnęła głowami.
   - De-wa, mata[na razie, do jutra] - burknął czarnowłosy, po czym się zmył.
   - De-wa - odpowiedzieliśmy. - Odprowadzimy cię, Sakura. Twój dom jest po drodze - zaproponowałem.
   - Hai - zgodziła się. - Jak to się w ogóle stało, że twoja siostra jest genin'em, skoro nawet nie uczęszczała do Akademii, Naruto? Czemu w ogóle nigdy nie widziałam jej w wiosce? - zapytała.
   - Jej powinnaś się pytać - powiedziałem. - Ale odpowiadając: Hokage z pewnego powodu musiał nas odseparować. To miało związek z jakimś zdrajcą. Nie wiem dalej, o co chodziło, ale uczyła się od opiekunów podstaw ninjutsu i taijutsu. Pokazała swoje zdolności i dostała opaskę, a że wszystko się wytłumaczyło - jest ze mną. Mieszkamy i śpimy w jednym domu - powiedziawszy to objąłem moją siostrę. Uśmiechnęła się lekko.
   - Racja, wybacz, że mówiłam, jakby cię tu nie była - przeprosiła. Blondynka potrząsnęła jedynie głową.
   - Nie trzeba, nie gniewam się - wyszeptała.
   - Woli milczeć. Moja słodka siostrzyczka jest nieśmiała - wyszczerzyłem się dziarsko.
   - Zamknij się - burknęła cicho.
   - Widać, że jesteście rodzeństwem - zaśmiała się lekko zielonooka.
   - A właśnie, Sakura - przypomniało mi się. - Nie interesujesz się może medycyną? Masz świetną kontrolę chakry i pasowałabyś do tego.
   - Hmm... Skąd wiesz? - zapytała zdziwiona. - Chciałabym kiedyś zostać medycznym ninja, ale to chyba nie dla mnie...
   - Z taką kontrolą chakry z Akademii wyszła jedynie Tsunade-sama, najsławniejszy żyjący medyk. Moim zdaniem masz zadatki na jeszcze lepszego!
   - Przesadzasz - stwierdziła, po czym stanęła. - Dobra, to tu. De-wa, mata - pożegnała się. Odmachałem jej jedynie, po czym ruszyliśmy w stronę naszego domu.
   - Jak podobał ci się dzisiejszy dzień? - zapytałem przyciągając dziewczynę do siebie jeszcze bardziej.
   - Nie było źle - burknęła speszona.
   - Chcesz się jeszcze gdzieś wybrać, czy jednak wracamy do domu?
   - Chciałabym... potrenować - wyszeptała cicho. - Sama.
   - Rozumiem - stwierdziłem puszczając ją. - Ja lecę coś załatwić. Wrócę pod wieczór, uważaj na siebie - poinformowałem ją, a następnie całując w policzek, zacząłem biec w stronę wieży Hokage. Robiłem to tak, żebym pozostał niezauważony, ale zajęło mi to mniej, niż kilka minut. W budynku zszedłem do piwnicy, gdzie znajdowały się sale tortur i inne badziewia. Właśnie do jednej z takich sal wszedłem. Dorwałem się do odpowiedniej płytki i ją podniosłem. Najwidoczniej Danzō nie odnalazł jeszcze laboratorium. Zsunąłem się do ciemnego tunelu, a następnie wymacałem trzymak na pochodnie. Brakowało trzech. Chwyciłem tą czwartą, a następnie położyłem na niej dłoń. Wcześniej potrzebowałem czegoś do podpalenia. Górna część zaczęła się palić, a ja mogłem dostrzec każdy szczegół miejsca, w którym się znalazłem. Nieskończenie długi tunel pod górami Hokage, ściany odłożone cegłą i kamieniami. Ruszyłem przed siebie. Droga zajmowała zazwyczaj godzinę marszu, więc zacząłem biec. Cicho, ponieważ podejrzewałem, że miejsce to zostało jednak już odkryte i możliwe, że ktoś tu był. W końcu dotarłem do zwykłych, drewnianych drzwi. Wszelkie pieczęcie, które kiedyś na nich się znajdowały zostały zerwane. Ostrożnie otworzyłem drzwi.
   - Co zrobimy z resztą dzieci? - usłyszałem męski głos.
   - Wyszkolić i wpoić miłość do Konohy. Przydadzą się jako mięso armatnie. Wszystkie notatki i dokumenty spalić - to na pewno był Danzō. Ten głos poznałbym wszędzie. Bezszelestnie wszedłem do średniej wielkości pomieszczenia pełnego wysokich półek na probówki i organy. Schowałem się za jedną z nich i przeszedłem na drugi koniec pokoju, mijając wychodzącego Shimur'e i wchodzącego wgłąb kompleksy ANBU korzenia. Wskoczyłem na sufit, a następnie - skąpany w mroku - przedostałem się dalej, do ogromnego pomieszczenia w kształcie walca, ciągnącego się w dół. Zeskoczyłem w samym środku, tak, by zlecieć na samo dno. Wylądowałem kucając, po czym podniosłem powoli głowę, by następnie w ekspresowym tempie uciec w mrok. Tylu ANBU, ile mrówek w mrowisku. Rozejrzałem się. Masa skrzynek, a przy każdej przynajmniej dwie związane nastolatki. Gdzieś koło setki.
   - Chikusho[Kurwa mać] - przekląłem. Ponownie się rozejrzałem, tym razem za jakimś samotnym ANBU. Jak na nieszczęście, patrolowali w parach. Zakradłem się wiec w najbardziej ciemne miejsce, tuż przy jakichś drzwiach. Wszedłem do pomieszczenia, które okazało się zajęte przez trzech ANBU i dwie nastolatki. Zacisnąłem pięść, ale szybko się opanowałem. Założyłem na szybko kilka zabezpieczeń, między innymi by nikt nie słyszał, co tu się dzieje i zagłuszający chakrę wydostającą się stąd. Użyłem jeszcze tylko zwykłego Henege, by zmienić się w moją wyższą, starszą wersję i uwolniłem część chakry. - Ej, nie macie dość? - warknąłem na mężczyzn. - Nie macie wstydu? Molestować dziewczyny?
   - Kim jesteś? - zapytał spokojnie facet stojący najdalej ode mnie. Pojawiłem się pomiędzy dwójką przed nim, rozcinając im gardła dwoma kunai. ANBU natychmiast sięgnął po broń, jednak uniemożliwił mu to trzy schurikeny, które przebiły się przez maskę.
   - Nic wam nie jest? - zapytałem podchodząc dziewczyn. Spięły się i spoglądały na mnie przerażone. - Nie martwcie się i zostańcie tutaj. Idę zabić resztę tych...
   - Ahh! - krzyknął trzeci głos, kobiecy. Dziewczyny odwróciły się, a następnie pobiegły w stronę źródła dźwięku. Przyjrzałem się dokładniej. Kobieta, ciężarna. Szybko się do niej dostałem. Pościel, na której leżała, była cała we krwi. Rodziła, ale już znałem wyniki. Poziom chakry jej i dziecka były na tyle niskie, że nie przeżyją minuty. Chwyciłem kobietę za dłoń.
   - Zajmę się nimi - wyszeptałem cicho. Brunetka skinęła wdzięcznie głową, cała zapłakana, po czym krzyknęła po raz ostatni. Dziecko nie wyszło nawet z łona matki. Dziewczynki zaniosły się płaczem, więc położyłem im dłonie na głowach. - Nie martwcie się, nikt nie zabrania wam płakać. Wyrzućcie wszystkie swoje smutki i żale, ja zajmę się tymi skurwysynami - powiedziałem, po czym zamierzałem odejść w stronę drzwi. Różowowłose mi jednak nie pozwoliły.
   - Proszę - bąknęły, wypuszczając kolejne łzy z fioletowych oczu. - Użyj nas, nie ważne jak, byle ich zabić!
   - Jeśli tak bardzo tego chcecie - zgodziłem się po chwili. W ułamek sekundy wbiłem dłonie w ich klatki piersiowe, a następnie wyciągnąłem po połowie duszy, które zmieniły się w proste, bliźniacze katany. Zemdlały, więc stworzyłem klona, by się nimi zajął. Odłożyłem szable na jedną ze skrzyń, po czym zabrałem maskę i płaszcz jednego z ANBU. Pozbyłem się niepotrzebnych wybrzuszeń na okryciu twarzy i zostawiłem na niej tylko dziurki na oczy, a następnie wypaliłem trzy linie przechodzące przez środek maski, a na nich swoją dłoń. Ubrałem płaszcz i założyłem maskę, po czym sięgnąłem szabli. Podszedłem do drzwi. Pieczęcie opadły po chwili, więc uderzyłem w nie z całej siły, wyważając je. Wyszedłem promieniując ogromną ilością chakry, a następnie rzuciłem się w wir walki wbijając katany w dwóch pierwszych ANBU stojących przede mną. - Nie wyjdziecie z tego cali, Chikusho!

~~~~)(~~~~

Wiecie jaką mam rozkminkę? Taką:
A jaką, jeśli jutro też pojawi się rozdział? Taką:
Tak, wiem, MÓZG ROZJEBANY :) Btw, serio, jeśli jutro wstawię kolejny rozdział, to to będzie apokalipsa! Nie, na pewno nie wstawię. Nie ma, kurwa, bata, że wstawię. Nie wierzę w to ;p

Tak, Shadow, można reklamować swojego bloga.

Dzięki, kofstein :p

Pozdrawiam moją osobę!

1 komentarz:

  1. Noo, aż się zająć sprawami uczelnianymi chce, jak później można "w nagrodę" poczytać następny rozdział opa od Ciebie. Pozdro ziomuś.

    OdpowiedzUsuń

Klawiatura nie gryzie - zmotywuj mnie ;)