Densen - Nana 70%

Jeśli długo nie ma rozdziału - czytaj chat!

piątek, 6 czerwca 2014

Senzogaeri [V] Mówiłem, to się nie uda.

Rozdział V
   - Zmierzyć się? - zapytał Momochi, po czym zaśmiał się cicho. - Tu nie mam mowy o zwykłej wymianie ciosów, a co dopiero walce!
   - Może masz rację - zgodziłem się zmieniając pozycję na bardziej luźną. - Nie jesteś w stanie mnie zadrapać, a ja głupi wierzyłem, że może być to przynajmniej trochę ekscytująca walka - uśmiechnąłem się.
   Prawą ręką obroniłem atak na mój lewy bok, a następnie szurając po ostrzu, zbliżyłem się do Zabuzy tnąc lewą ręką. Uchylił się, a następnie odskoczył. Nie dałem mu chwili wytchnienia. Pojawiłem się tuż pod ostrzem jego miecza, tak by nie być w zasięgu jego oczu. Chciałem zadać kolejny cios, tnąc brzuch, ale musiałem odskoczyć w bok, by uniknąć kilku senbon.
   - Tu cię mam - dotarł do mnie głos z przodu. Wielki nóż rzeźnicki opadał wprost na mnie. Nie mając innego pomysłu, przyjąłem ten atak na moje szable, krzyżując je sobie nad głową. Zacisnąłem zęby.
   - "No tak, przeniosła się tylko moja chakra i umysł, nie siła fizyczna" - zauważyłem siłując się z nim jeszcze chwilę. Przelałem część chakry w górne kończyny i odepchnąłem go, wytrącając z równowagi. Szybko zadałem dwa płytkie cięcia na jego nogę, a następnie odskoczyłem.
   - Nie jesteś zły - stwierdził czarnowłosy stając na równe nogi. - Nieźle walczysz.
   - A jedyną technikę jaką użyłem pozwalała mi na przyzwanie tych szabli. Nie jesteś w stanie pojąć mojej siły. W sumie, ja też nie - Ostatnie zdanie powiedziałem jednak szeptem, spoglądając na swoją dłoń. - Więc musisz się poddać. Jeśli użyję tu moich klanowych technik, wątpię, czy któreś z was przeżyje - dodałem spoglądając na drzewa po lewej. Wyczuwałem tam Haku.
   - Przypomnij mi, jak brzmiało twoje imię? - zapytał kładąc swoje ostrze na ramieniu.
   - Uzumaki Naruto - odpowiedziałem zmuszając swoje szable, by zmieniły się w czarną masę i powróciły do odpowiednich ciał.
   - Zapamiętam - stwierdził odskakując i znikając w pojawiającej się mgle. Westchnąłem, po czym się odwróciłem. Zobaczyłem zszokowaną minę Tazuny, Sakury, Sasuke i Kakashiego, który został już oswobodzony z uścisku Naruko.
   - Chciałem wam to pokazać. Przez lata robiłem z siebie głupie beztalencie, ale będąc szczerym, mój talent przewyższa mojego ojca. A on miał równy Yondaime Hokage - powiedziałem rzucając znaczące spojrzenie siwowłosemu. Przytaknął. Wiedział, co mu przekazałem. - Ruszajmy.

   - Witam - powiedziała stojąca przed celem naszej podróży kobieta.
   - Córko, przygotuj dużą ilość jedzenia! - zakrzyknął Tazuna zbliżając się do matki jego wnuka.
   - Jedzenie! - krzyknęły Eri i Emi wbiegając do budynku.
   - Nie biegajcie! - ostrzegłem wchodząc za nimi. Reszta weszła zaraz za nami, ociągając się.

   - Jeszcze przed chwilą byłam nim przerażona - szepnęła Sakura do sensei'a. Spojrzałam na nich.
   - Naruto nie jest zły. Go denerwuje, gdy ktoś słabszy zaczepia jego przyjaciół - powiedziałam przekraczając próg, wcześniej kłaniając się właścicielce.
   - Skąd on w ogóle wytrzasnął te dziewczyny? - zapytał Sasuke siadając na krześle w jadalni.
   - Shi-sama nas uratował przed złymi ludźmi w maskach! - powiedziała Eri siadając po mojej prawej.
   - A gdzie Naruto? - zapytał siwowłosy rozglądając się dookoła.
   - Shi-sama poszedł zwiedzać wioskę - odpowiedziała Emi. - Powiedział, że nie wie, kiedy wróci.
   - Dlaczego w ogóle Shi-sama? - zapytał Tazuna spoglądając na bliźniaczki.
   - Bo wszyscy panowie w maskach umarli, jak się bili z Shi-sama!

   - Witaj, Konan - powiedziałem podnosząc kubek z ciepłą herbatą do ust. Niebieskowłosa mruknęła coś niezrozumiałego podchodząc do blatu kuchennego. Wyciągnęła kubek, kawę i zalała to wrzątkiem, po czym upiła kilka łyków. Siedziałem tak jeszcze kilka sekund, dopóki dziewczyna nie wypluła zawartości naczynia.
   - Ktoś ty?! - warknęła odwracając się do mnie przodem. Miała na sobie jedynie skąpą koszulę nocną sięgającą do połowy ud.
   - Nosiciel dziewięciu ogonów. Nagato się nie pojawi? - zapytałem upijając kolejny łyk naparu.
   - Jak się tu dostałeś? - zapytała tworząc papierowy kunai.
   - Spokojnie, nie chcę walczyć - podniosłem ręce do góry. - Jestem tu tylko, by porozmawiać.
   - Czego chcesz? - warknęła. Zacząłem się denerwować, więc wstałem.
   - Słuchaj, odłóż kunai. Ja nie chcę walczyć, rozumiesz? Nagato to jeden z niewielu żyjących członków klanu Uzumaki. Nie mogę sobie pozwolić na kolejne straty - wyjaśniłem zdawkowo sytuację. Rozluźniła się, ale nie schowała kunai'a.
   - Skąd o tym wiesz? - zapytała już na spokojnie, siadając na swoim miejscu przy wysepce.
   - Zauważ, gdzie siedzę - zwróciłem jej uwagę. Przyjrzała mi się bacznie.
   - Skąd wiesz o znaczeniu tego miejsca? - znów zapytała. Westchnąłem.
   - Wyjaśnię, gdy Nagato się pojawi - odpowiedziałem.
   - Śpi - stwierdziła wracając się do blatu kuchennego po kawę. Czując narastającą suchość w gardle, upiłem łyk swojej herbaty.
   - Wszystkie sześć ciał obserwuje mnie od jakiegoś czasu zza ściany za oknem, a główne ciało tylko udaje, że śpi - poprawiłem ją.
   - Jesteś dobrym sensorem - zauważyła odwracając się w moją stronę.
   - I wojownikiem - odpowiedziałem odsuwając się od stołu. Przeszedłem kilka kroków, a następnie odwróciłem się plecami do okna. - To się nie uda - stwierdziłem schylając się lekko oraz chwytając rękę ciała Ningendō, wyspecjalizowanym w taijutsu, a następnie powaliłem je na ziemię, wyciągając w tempie ekspresowym siedem odbiorników chakry. Odwróciłem się w stronę okna i rzuciłem jednym z nich trafiając w zakamuflowanego Jigokudō, zdolnego wskrzeszać Ścieżki Pain'a i użytkownika genjutsu. - Mówiłem, to się nie uda. Jestem sensorem, medykiem, wsparciem i wojownikiem.

   Niebieskowłosa członkini Akatsuki spoglądała to na Uzumakiego, to na stojącą niedaleko marionetkę Nagato, która, wcześniej zgarbiona, teraz rozprostowała się, po czym strzeliła palcami u rąk, a następnie rozejrzała się po pomieszczeniu. Postawiła dwa niepewne kroki w przód. Widząc, że nie sprawia jej to problemów, ruszyła w stronę blatu, miejsca, przy którym siedział wcześniej nosiciel Kitsune, a następnie podniosła opróżniony kubek i skierowała się w stronę czajnika. Zaparzyła nową herbatę, posłodziła trzy łyżeczki, po czym podała siedzącemu już Naruto. Ostatnie co zrobiła, to wyciągnięcie każdego z odbiorników, na końcu pozbywając się tego wbitego przez blondyna. Opadła i już nie wstała.
   - Co się właśnie... - chciała zapytać Konan, lecz gdy dostrzegła oczy gościa, zaniemówiła. - Rinnegan...
[Nie wiem, jak jeszcze ten akapit powyżej mogę poprawić, więc proszę o sugestie :p]

~~~~)(~~~~

No! Wyrobiłem się PRZED weekendem :D Nie wiem, kiedy rozdział VI, bo se chciałbym pograć w pewną grę, ale na pewno się pojawi, o to martwić się nie trzeba :p

Ahh... I prosiłbym o komentarze. Gdzieś gadałem, że są mi niepotrzebne itd., ale serio motywują, bo wiem, że ktoś to czyta(wiem to nawet bez tego, ale perspektywa z przynajmniej 1 komentarzem pod notką na prawdę motywuję :p)...

3 komentarze:

  1. Nie ogar sytuacji i jakoś ostatnie zdania dziwnie mi się czytało :(
    Jak byś mógł, sprawdź ostatni fragment ;)
    Co do rozdziału, powiem krótko: "ZAJEBISTY"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sorka, zaraz to poprawię :p Wina leży po mojej stronie, pisałem na szybko, bo musiałem wyjść i dopiero wróciłem :p

      Usuń
  2. No nocia to zajebista wyszła, przeczytałbym wczoraj, ale projekt na poniedziałek sam się nie napisze, a jeszcze testy i sprawko czekają. Powodzenia z dalszym pisaniem.

    OdpowiedzUsuń

Klawiatura nie gryzie - zmotywuj mnie ;)