Cz. 1
Otworzyłem oczy, jęcząc obolały. Rozejrzałem się po pomieszczeniu, w którym się znalazłem. W następnej chwili rozszerzyły się moje oczy, gdy zorientowałem się, gdzie jestem.
- Czy to nie jest przypadkiem... - Wspomnienia zalały moją głowę niczym lawina. Gdy pojąłem, co się stało, westchnąłem. - Więc zaczynam swoją przygodę ponownie?
- Naruto! Oblałeś! - krzyknął zdenerwowany Iruka, gdy stworzyłem beznadziejną replikę mnie samego.
- "Dlaczego to nie zadziałało?! Gdzie podziała się moja moc?! Czy to znaczy, że Hagoromo cofnął też całą moją chakrę...?- Naruto? Co ty tu robisz? - zapytał zdziwiony staruszek. Na mojej twarzy pojawił się delikatny, smutny uśmiech.
- Przepraszam, Hokage-sama - wyszeptałem, kłaniając się nisko. - Opuszczam wioskę.
- Naruto! Co ty zamierzasz zrobić?!
- Zabrać ból innych na swoje barki i maszerować w pierwszym szeregu - odpowiedział z tym samym uśmiechem, znikając mi sprzed oczu. Usiadłem, gdy zorientowałem się, że w całym tym zamieszaniu wstałem.
- "Naruto, czy to twoja droga do zostania Hokage...?"
- Ogenki-de, Konoha - szepnąłem, spoglądając na wioskę po raz ostatni na dłuższy okres czasu.
- "Jeszcze kilka kilometrów i dotrę do granic Konohy, a potem już z górki do Orochimaru" - przeleciało przez myśl białowłosemu antagoniście. W następnej chwili zatrzymał się, wyczuwając słabą, lecz mroczną chakrę. - Kim jesteś?!
- Zawsze mnie zastanawiało - usłyszał znajomy, dziecięcy głos. - Czy dałbym radę nauczyć się innych technik niż Kage Bunshin z tego zwoju...
- Masz wszystko, czego ci potrzeba? - zapytała pulchna kobieta, uśmiechając się lekko do niskiego blondyna.
- Tak, proszę pani. Bardzo dziękuję za pomoc. Niech będzie pani pewna, że kiedyś przyjdę i spłacę swój dług! - powiedział niebieskooki, poprawiając mały plecak, w którym trzymał prowiant od staruszki. Zaraz pod nim przyczepiony do jego pleców był ogromny zwój.
- Czy to nie jest zwój z technikami? - zapytał cicho mój towarzysz, gdy chłopiec wybiegł z karczmy.
- Tak mi się zdaje - mruknąłem, dalej wpatrując się we drzwi, za którymi zniknął dzieciak. - Chodź, pomożemy mu pozbyć się tego ciężaru.
- Czemu nie podejdziemy i po prostu go nie pobijemy? - wyszeptał czarnowłosy w moją stronę. Westchnąłem.
- Ma kaburę na kunai i schuriken'y, czyli to Shinobi. Poczekajmy, aż zaśnie, nie chcę ryzykować.
- Weź zwój, ja sprawdzę plecak - wyszeptałem, wychodząc zza drzew. Dzieciak spał przy drzewie, obok niego leżał zwój, a przy kolejnym drzewie leżała reszta bagażu. Całość oświetlał nikły płomień z ogniska, który właśnie gasł. Szybko i cicho dotarłem do plecaka, który sprawnie otworzyłem. Znalazłem kilka konserw, dużo wody, kilka kunai i dość dobrze wypchany żabi portfel. Uśmiechnąłem się sentymentalnie, gdy przypomniało mi się, że moja córka ma podobny. Zostawiłem go i zacząłem zapinać zamek. Wtedy zorientowałem się, że ktoś na nowo zapalił ognisko. Zacząłem się odwracać.
- Izo, obu...
- Izo, obu... - zaczął szatyn, odwracając się w naszą stronę. Przerwał jednak, gdy zobaczył, że jego towarzysz klęczy na kolanach, a ja stoję za nim, z kunai przy jego szyi.
- Nie masz nic w rękach, więc albo widziałeś mój portfel i postanowiłeś go nie kraść, albo go przeoczyłeś - powiedziałem, mrużąc oczy.
- Zielony portfel w kształcie żaby - odpowiedział zestresowany. Kiwnąłem głową, a następnie puściłem mojego jeńca, nie robiąc mu krzywdy.
- Daruje wam, ale weźcie się za porządną robotę, dobrze? - zapytałem, uśmiechając się szczerze. Brązowowłosy odetchnął i również się uśmiechnął.
- Dobrze. Dziękuję.
Chwyciłem ostatnią butelkę wody mineralnej, jaka mi została, a następnie przyłożyłem ją do ust. Byłem zmęczony i spragniony. Woda zaczęła mi się kończyć już dwa dni temu, około tygodnia po tym, gdy dotarłem na tą część pustyni, na której niegdyś grasował Shukaku, a ja dalej nie znalazłem Kuro.
Przechyliłem butelkę do góry, biorąc drobnego łyka. Następnie odłożyłem ją do plecaka i westchnąłem. -- "Zostało mi około 250 ml wody. Według moich wspomnień zdobytych w przyszłości przez wchłonięcie Kuro, powinienem już dawno odnaleźć jej dom, a ona już jutro wyrusza do kraju Ognia na dwa tygodnie. Chikusho" - warknąłem w myślach. Przeszedłem jeszcze kilkanaście kroków, a następnie znów przystanąłem. Migrena i zawroty, które zaatakowały mnie pół godziny temu powróciły. Chwyciłem za kunai, a następnie naciąłem żyłę na nadgarstku. Wystawiłem język w stronę rany, jednak nagle poczułem się szczególnie słabo, a już po chwili przed oczami zrobiło mi się ciemno. Zemdlałem.
- Ej, wstawaj - warknął dziewczęcy głos. Odwarknąłem coś, czując tylko straszny ból głowy i lewego boku. - Wstawaj do cholery!
- Zamknij się! - odkrzyknąłem, przewracając się na plecy. Nie otwierając oczu sięgnąłem po koszulkę, która spoczywała na mojej głowie, a następnie przykryłem ją całą twarz. - Umieram...
- Do cholery, wstawaj! - ponowiła krzyk. Nie zareagowałem, co było moim błędem. Po chwili ciszy, poczułem mocne kopnięcie w brzuch.
- Ohhh... - jęknąłem z bólu, przewracając się na prawy bok.
- Wstawaj - warknęła ta sama osoba.
- Już, już - wycedziłem, otwierając oczy. - Niemożliwe!
- Co jest takiego niemożliwego, szczylu? - zapytała kąśliwie na oko szesnastoletnia dziewczyna o długich, śnieżnobiałych włosach.
- To ty! - krzyknąłem, wstając pośpiesznie, mimo bólu. Pokłoniłem się. - Proszę, zostań moim Sensei!
~~~~)(~~~~
Wiem, miał być wczoraj, ale zapomniałem :p
Wyjeżdżam zaraz, więc nie zdążę dokończyć 2 cz. (a jest prawie gotowa), więc powinna pojawić się gdzieś 16-17 :p
Ile części masz zamiar napisać?
OdpowiedzUsuńTrochu się pogubiłem na początku ale teraz jest ok :D
Czekam next ;)
Miłego pobytu nad morzem (jeśli dobrze pamiętam :P )
Rozdział jest ciekawy, będę czekał na next.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny oraz czekam na next
Masz wyczucie czasu, właśnie wrzuciłem :D Dziękuję za komplement :)
Usuń