Densen - Go
Westchnąłem, grzebiąc patykiem w ognisku.
- Ta zabawa trwa już trzy dni - mruknąłem do siebie, opierając brodę na ręce.
- Kami-sama! - usłyszałem znajomy krzyk. Zdziwiony, spojrzałem w bok, dostrzegając charakterystyczne filetowe włosy. - Nawet nie wiesz, jak trudno cię wytropić!
- Czego spodziewasz się po randze S? - zapytałem, uśmiechając się delikatnie. - Siadaj, nie wyglądasz najlepiej.
- Dzięki - mruknęła, siadając po mojej lewej. Odwróciła się do mnie plecami, a następnie oparła o mój bok. - Padam z nóg - stwierdziła cicho, a jej oddech z wolna się stabilizował.
- Prześpij się. Obudzę cię.
- Przyda mi się - zgodziła się, obejmując siebie w ramionach.
Westchnąłem, otulając ją swoim płaszczem. Mi też przyda się trochę odpoczynku.
Wyrwałem się z objęć snu, oddychając ciężko. Czułem zimny pot na każdym kawałku ciała, które drżało nienaturalnie. Zerwałem się do pozycji stojącej, a następnie ruszyłem przed siebie, zostawiając wypalone ognisko i śpiącą Akame.
Minąłem linię drzew, wychodząc na polanę tuż przy jeziorze. Spojrzałem na wodospad, który znajdował się pomiędzy pomnikami Hashirama'y i Madara'y. Stała tam, otoczona szkarłatną chakra'ą i pięcioma falującymi ogonami.
Wskoczyłem do wody, chcąc zmyć z siebie pozostałości po niedawnym koszmarze. Nie trwało to długo, a już po chwili wolnym krokiem zmierzałem ku przeciwniczce.
W ostatniej chwili dostrzegłem dziwnie napuchnięte policzki Shinobi Kusa. Dobywając napełnioną chakra'ą szablę, przeciąłem pociski skoncentrowanej energii. Ruszyłem w stronę Jinchūriki, omijając, bądź przecinając Renzoku Bijūdama'ę.
Rękojeścią ostrza uderzyłem czoło dziewczyny, doprowadzając do konfrontacji chakra'y Kyūbi'ego i Nanabi, czego skutkiem było zniknięcie jednego ogona u przeciwniczki. Wyprowadziłem jeszcze szybki kopniak w klatkę piersiową, jednak w docelowym miejscu pojawiła się łapa chakra'y, która udaremniła mój atak. Poczułem niesamowite gorąco, a następnie niesamowity ból w stopie. Wyrwałem się, po czym odskoczyłem na bezpieczną odległość. Palące uczucie powoli mnie opuszczało, co przyjąłem z ulgą.
- "Dzięki" - wysłałem mentalną wiadomość do Kitsune. - To będzie ciężka walka.
Zanim zorientowałem się, że coś jest nie tak z ręką Fū, dłoń pochwyciła mnie w talii, jednocześnie pchając w jej stronę. Wierzgając się, powoli przygotowywałem się na lichy koniec.
- Baka! - dotarł do mnie znajomy, dziewczęcy krzyk. W następnej chwili ktoś stanął na ręce, po czym ją odciął. Gdy palce, które mnie obejmowały, zniknęły, skoczyłem przed siebie, składając pieczęci.
- "Katon: Gōkakyū no Jutsu!" - Wyplułem ogromną kulę ognia, niespodziewanie wspomożona chakra'ą Kyūbi'ego. Była sześciokrotnie większa i zapewne silniejsza, a gdy spotkała się z celem, wybuchła, wyrzuciła mnie i Akame na brzeg jeziora.
Zakasłałem, podnosząc się z ziemi. Odsunąłem się w bok, przechwytując katanę, która gdybym nie zmienił pozycji, przebiłaby mnie.
- Dzięki - mruknąłem Akame, jak również Kitsune.
- Miałeś mnie obudzić - marudziła użytkowniczka szabli.
- Miałem - potwierdziłem, skupiając wzrok na epicentrum wybuchu.
Wszelki pył i dym rozwiał się, ujawniając ledwo trzymającą się Jinchūriki. Liczba ogonów wciąż wynosiła cztery, jednak w wielu miejscach pojawiły się luki, dzięki którym mogliśmy dostrzec poparzoną, prawie zwęgloną skórę.
- Znasz coś z Raiton? - zapytałem, powoli składając odpowiednie pieczęci. W odpowiedzi również zaczęła składać znaki, choć inne.
- Suiton: Suiryūdan no Jutsu!
- Raiton: Kangekiha!
Z jeziora przed nami wyłoniła się smocza głowa, która momentalnie zabłyszczała elektrycznością. Już po chwili wielkie cielsko jaszczura ruszyło na posiadaczkę zielonych włosów.W połowie drogi smok zaczął się dzielić na inne, braki uzupełniając wodą spod siebie.
W odległości około dwudziestu metrów od celu, z gardła Fū wyrwał się przeraźliwy wrzask, którego fala dźwiękowa zniwelowała technikę, a nas na chwilę ogłuszyła. Gdy się pozbierałem, skoczyłem w bok, by uciec przed pazurami przeciwniczki. Machnąłem kilka razy prawą ręką nad lewą, po czym zaszarżowałem przed siebie.
- Rasengan! - krzyknąłem, celując w korpus. Gdy technika miała uderzyć, chakra w postaci dłoni próbowała przejąć kulę.
Nastąpił wybuch, który nieznacznie nas od siebie oddalił.
- Kage Bunshin no Jutsu!
Koło mnie pojawiły się cztery klony. Jeden z nich ruszył na Jinchūriki, a pozostała trójka zajęła się koncentrowaniem i manipulowaniem chakra'y na mojej dłoni.
Odskoczyłam w przeciwną stronę, niż skoczył Uzumaki, po czym wskoczyłam na gałąź drzewa. Wyczekując na odpowiedni moment, obserwowałam jego zmagania z zielonowłosą. Użycie zwykłego Rasengan'a, klona i chwila na przygotowanie kolejnej techniki.
Chwyciłam pewnie rękojeść katany, gdy niepodziewanie przygotowywany przez blondyna Rasengan w formie shuriken'a został rzucony. Z niesamowitą prędkością zbliżał się do Fū, którą z każdej strony otoczyły klony. Część została ścięta przez wirujące ostrza techniki Naruto, a następnie zderzyła się z ramionami nosicielki Nanabi.
Wyczuwając swoją szansę, skoczyłam na plecy dziewczyny.
- Nie! - dotarł do mnie krzyk blondyna. W następnej chwili pojawił się przede mną, po czym odepchnął. Jego Rasengan eksplodował z niemałą siłą, sięgając przedramienia niebieskookiego.
Z ledwością dojrzałam nie większe od senbon'a igły chakra'y, które przebijały każdy milimetr ciał, które znajdowały się w polu rażenia.
Wyciągnął rękę z "kuli", po czym zbiegł w moją stronę. Nastąpiła eksplozja, której fala uderzeniowa pchnęła blondyna przed siebie, prosto na mnie.
Odsunąłem ręce, które obejmowały nieprzytomne ciało Akame, by ułożyć ją na ziemi. Odwróciłem się powoli w stronę przeciwniczki, której kontury dostrzegałem w dymie po Rasenshuriken'ie.
Wzrokiem zmierzyłem jej ciało i sześć falujących ogonów za jej plecami.
- Jesteś świadoma, że skończyły się żarty? - zapytałem, sięgając przepaski na oko. W odpowiedzi usłyszałem delikatne warknięcie z jej strony.
Uśmiechnąłem się nieznacznie, wstając na równe nogi. Podświadomie czułem, jak łezki Sharingan'a zawirowały, by przybrać kształt czteroramiennego shurikena. Obserwowałem, jak moje ciało otacza biała chakra, z której wyłania się szkielet jakiejś istoty. W ciągu kilku następnych sekund można było w niej rozpoznać lisa.
- Susanoo - wyszeptałem, gdy poczułem, że jest to finalna na tę chwilę postać tej techniki.
Postawiłem pierwszy krok w stronę Jinchūriki, lecz poczułem ogromny ciężar, pod którym prawie się ugiąłem. Wziąłem głębszy oddech, a intuicja podpowiedziała mi, bym wrzasnął, najmocniej, jak potrafię. Nie zrobiłem tego, lecz wyręczył mnie biały lis.
Dopiero teraz dostrzegłem w jego bieli czarne wiązki. Całkowicie straciłem chęć walki, zafascynowany obserwując technikę, w której wyczuwałem coś niezwykłego.
- Masz dobrą intuicję - usłyszałem cichy pomruk Susanoo, którego głos był mi podejrzanie znany.
- Kyūbi? - zapytałem, obserwując wnętrze z jeszcze większą uwagą. W odpowiedzi demon poruszył całą łapą, odrzucając szarżującą w naszą stronę dziewczynę. - Niesamowite...
- Odpocznij. Będę pobierał chakra'ę z mojego arsenału - rozkazał, skupiając obronę na dolnych partiach, w których się znajdowałem. - Nikogo nie skrzywdzę, a ty jesteś trochę ranny.
- Skąd u ciebie taka troska o mnie? - zapytałem nieco sennie, uśmiechając się delikatnie. Kitsune drgnął, po czym westchnął.
- W rozmowie, którą stoczyliśmy podczas twoje treningu w tym miesiącu przeprosiłeś mnie - przypomniał mi. - Jeszcze nikt nie okazał mi tylu uczuć, co ty w tamtym momencie. Przemyślałem wiele spraw.
- Chyba nie mam wyboru - mruknąłem, chwytając za opaskę. - A tak bardzo chciałem uniknąć użycia tego.
Już po chwili znalazłem się w zalanych podziemiach, które były więzieniem dla dziewięcio-ogoniastego demona. Podszedłem bliżej klatki, za którą sztywno siedział Kitsune. Jedno z jego ok było zamknięte, a w drugim widniał Sharingan.
- Czego chcesz, baka-gaki?! - warknął lisi demon, a jego prawa łapa zadrgała nieznacznie.
- Otwórz drugie oko - powiedziałem, odsłaniając Kekkei Genkai.
- Nigdy! - krzyknął demon. - Wy, ludzie, zawsze byliście hipokrytami! Ile razy mówiłeś, że chcesz zostać Hokage?! Że będziesz bronił wszystkim, którzy będą tego potrzebowali! Będziesz im pomagał, niczego na innych nie wymagał! Ja też jestem tym "innym"!
- To jest... - zacząłem twardo.
- Zamknij się, baka-gaki! - ryknął Kyūbi, co nieco mnie zaskoczyło i oszołomiło. - Teraz ja mówię! Uszanuj mnie, gdy to nie moja wina, że znajduję się tu, gdzie jestem! Wy i te wasze cholerne Sharingan'y! To największe zło, jakie powstało! Wszyscy posiadacze stawali się w końcu chciwi, nawet ten cholerny Indra! Nie oszukuj się, że robisz to dla większego dobra, robisz to dla siebie! Ty cholerny baka-gaki!
Moje ciało dostało nagłego paraliżu, gdy dotarł do mnie głębszy sens jego słów. Po kilku sekundach udało mi się jednak ruszył i z otwartymi na oścież oczyma wpatrywałem się w pysk Bijū. Przeszedłem przez pręty w klatce, co dziwnym trałem spowodowało nagłe zerwanie połowicznego genjutsu z Kyūbi'ego. Podniósł on łapę, chcąc zgnieść mnie na płaszczyźnie.
- Przepraszam - powiedziałem dość niespodziewanie, co poskutkowało nagłym paraliżem Kitsune. - Ja... Nie byłem świadom. Albo byłem, ale nie chciałem tego przyjąć do siebie - ciągnąłem niepewnie. - Bo słyszałem... No wiesz, że to przez ciebie jestem sierotą. I jak wielu ludzi straciło wtedy bliskich. Idiota ze mnie - westchnąłem. - Z nienawiści do ciebie, bezpodstawnej, bo mogłem wpaść na to, że skoro mnie udało się częściowo przejąć nad tobą kontrolę, to komuś z klanu Uchiha też mogło to się udać, nie? To dlatego wtedy zaatakowałeś. Byłeś kontrolowany. Mylę się? - zanim zdążył mi odpowiedzieć, ciągnąłem dalej. - Ty też cierpiałeś. Wcale się przecież nie prosiłeś, by żyć w ciele człowieka i nie mieć żadnej swobody. Jesteś całkowicie zdany na to, czy będę odpowiednio silny, by chronić nasze ciało. Kami-sama, jaki ja byłem głupi - warknąłem, uderzając dłonią w czoło. - Wielu ludzi zapewne chciało posiąść twoją moc. Wykorzystać ją. I pewnie tak też czasami się zdarzało. To przez to ludzie mają cię za złego, prawda? Kami-sama, ja również do tego nieświadomie dążyłem - wyszeptałem, uświadamiając sobie bolesną prawdę. - Ty też jesteś kimś, kto mnie potrzebuje. W ten, czy inny sposób. A ja dławiłem każdą możliwość pomocy tobie. Nie pomogłem ci w potrzebie, a przecież też jesteś kimś na kształt człowieka - stwierdziłem, po czym opadłem na kolana. - Kuso, jestem beznadziejny. Marny byłby Hokage, co nie? - zapytałem, podśmiewając się nerwowo z siebie. - Jestem baka. Przepraszam, Kyūbi...
- A, i Kyūbi to nazwa nadana mi przez ludzi. Moje imię to Kurama, partnerze.
baka-gaki - głupi dzieciaku, coś w ten deseń.
Domi - W komentarzach Ci wyjaśnili, ale wytłumaczę to jeszcze raz. Naruto w momencie ataku na poduszkę wprowadził ją w genjutsu. Od kiedy Kyūbi mu pomaga? Od kiedy Naru przeprosił za , czego retrospekcje masz wyżej :p Żabcie nie wiedzą nic o Sharingan'ie, Naruto jedynie chwycił za opaskę w momencie przenoszenia się do duszy.
Shinji - Jep, a dokładniej w momencie, w którym zaatakował jej poduszkę.
Se ja taki spostrzegawczy, jeśli chodzi o genjutsu nie trudno było się domyślić, ale w którym momencie już było gorzej :D Świetna notka, czekam na next, mam cichą nadzieje jeszcze przed 14 maja przeczytać kilka (ja + znajomi + urodzinki = picie do końca miesiąca xD) :P
OdpowiedzUsuńShinji