Densen - Nana 70%

Jeśli długo nie ma rozdziału - czytaj chat!

środa, 22 kwietnia 2015

Densen - Roku

EDIT: ROZDZIAŁ 6 PONOWNIE, NIE BYŁO GO W SPISIE PRZEZ JAKIŚ CZAS. JEŚLI KTOŚ NIE CZYTAŁ ROZDZIAŁU PO WYJAWIENIU PRZEZ KURAMY SWEGO IMIENIA, TO MA GO PONIŻEJ:

Densen - Roku

   - A, i Kyūbi to nazwa nadana mi przez ludzi. Moje imię brzmi Kurama, partnerze.
   - Więc, Kurama - zacząłem, dzielnie stawiając opór senności. - Wybacz, ale nie pozwolę ci zabrać wszystkich zasług z racji pokonania Nanabi - zaśmiałem. Z podniesionym wysoko czołem, spokojnie ruszyłem do przodu. Mimo niesamowicie wielkiej wagi, która obciążała moje ramiona, zacząłem powoli truchtać.
   Lis atakował, gdy tylko udało mu się wypatrzeć lukę w obronie, co nie było trudne, zważywszy na fakt, że i demon, i Fū kłócili się o kontrolę nad ciałem. W pewnym momencie, gdy przeciwniczka zaatakowała odbijając się od skały, uderzyła nas bezpośrednio pociskiem Bijūdama'y. Przód Susanoo zaczęło pękać, aż w końcu rozsypało się w całości. Siła uderzeniowa posłała mnie przez całe jezioro wgłąb lasu. Plecami przebiłem się przez trzy drzewa, lecz wciąż miałem wgląd na sytuację.
   Zakasłałem kilkakrotnie, wypluwając znaczne ilości krwi.
   - Naruto!
   Panicznie próbowałem złapać oddech, jednak z każdą próbą czułem ostry ból w plecach i na wysokości żeber.
   - Naruto! - dotarł do mnie znajomy głos. Ostatkiem sił podniosłem nieznacznie głowę do góry. Zanim straciłem przytomność, dostrzegłem charakterystyczną, fioletową spódniczkę.

   Zakasłałem, wyrywając się z objęć snu. Tępym wzrokiem rozejrzałem się po okolicy, rozpoznając w niej Dolinę Końca.
   Wstałem praktycznie bez problemu, ruszając w stronę zbiornika wodnego. Znieruchomiałem, gdy dotarł do mnie dźwięk wybuchów, a dopiero później dostrzegłem walczących na tafli jeziora. Shikamaru i TenTen wspierali Akame, Lee, Chōji'ego i Neji'ego. Ino przykucała kilka metrów przede mną, lecząc Kibę. Hinata i Shino leżeli tuż obok.
   - Kuso - warknąłem, składając charakterystyczną pieczęć. - Kage Bunshin no jutsu!
   Poczułem lekki, przeszywający ból w prawej ręce, ale zignorowałem to. Sześć moich klonów ruszyło na przeciwniczkę w jednej linii, wytwarzając sobie nawzajem ogromne Rasengan'y, a ja i kolejna piątka klonów zaczęliśmy przygotowywać dwa Rasenshuriken'y.
   - Ōdama Rasengan! - usłyszałem krzyk jednej z moich replik, a następnie wybuch.
   Kiwnąłem, głową, a dwa cienie stanęły obok mnie z przygotowaną techniką. Przeczekał cały czas, aż pozostanie tylko jeden z moich klonów na polu walki, a następnie wysłałem obie repliki z dwóch różnych stron. W momencie, kiedy bestia uniknęła bezpośredniego trafienia Ōdama Rasengan'em odskakując na bok, moje cienie zaatakowały ją z obu stron.
   - Fūton: Rasenshuriken! - krzyknęli, rzucając techniką.
   - Uciekajcie! - krzyknąłem do przyjaciół, machając ręką w bok. Bez sprzeciwu posłuchali mojego rozkazu.
   Nanabi doskonale przewidziała ten ruch, więc skoczyła w górę, a techniki ścięły moje cienie, kierując się wgłąb lasu.
   - Mitsuketa! - krzyknąłem, pozwalając sobie, by na ustach zagościł mi zadowolony uśmiech.
   - Fūton: Rasenshuriken! - wrzasnął klon, który wyskoczył zza moich pleców w momencie uderzenia w Fū.
   Jednocześnie nastąpiły trzy eksplozje. Jedna z prawej, druga z lewej, a trzecia nieznacznie wyżej, dokładnie przede mną. Dwie, które uderzyły w drzewa, były małe, ledwo widoczne z tego miejsca. Trzecia natomiast była ogromna. Jej średnia osiągnęła trzy czwarte powierzchni jeziora, niszcząc pomniki po pamiętnej walce Senju i Uchiha'y.
   Fala uderzeniowa zerwała mnóstwo drzew, lecz moi towarzysze dzielnie się jej oparli, jak zresztą ja sam, mimo że przez chwilę wszystkim zabrakło powietrza. Musieliśmy natomiast zamknąć oczy.
   Gdy je otworzyłem, zauważyłem zdecydowanie zredukowaną ilość wody w jeziorze, bark posągów oraz powiększony wodospad. A to, co najbardziej przykuło moją uwagę, to ogromny owad unoszący się nad tymi resztkami wody.
   - Chikuso - warknąłem cicho pod nosem.
   - "Jest odporna na ataki Fūton'em, ale nawet ja nie widziałem, że aż w takim stopniu..." - wyszeptał Kurama. - "No, Aite, jestem gotów. Dajmy jej popalić. Dosłownie."
   Zaśmiałem się okrutnie, sięgając opaski.
   - Dōi! - krzyknąłem, odsłaniając aktywowanego Mangekyō Sharingan'a. - Kurama no Susanoo!
   Tym razem znajdowałem w czaszce Kitsune, a on przyjął kompletną wersję siebie, choć w formie techniki Sharingan'a.
   - Naruto... - dotarł do mnie zszokowany głos przyjaciół.
   Uśmiechnąłem się drapieżnie.
   - Dawaj, Kurama! - wrzasnąłem, wskazując Nanabi. - Pokażmy jej, że silniejszym należy się odrobina szacunku!

   Mimo że technika powinna czerpać chakra'ę z moich zasobów, wyczuwałem w całej konstrukcji energię Kurama'y. W dodatku moje źródło również było przepełnione jego chakra'ą, co było niemałą pomocą.
   - "Od wiatru silniejszy jest ogień" - przeleciało mi przez myśl, gdy Kitsune i Nanabi zaczęli przepychać się swoimi głowami.
   Zacząłem składać odpowiednie pieczęci, kiedy zaraz po wcześniejszej myśli błysnął mi przed oczami Sasuke wbitego w zniszczoną już skałę przez moje klony.
   - "Katon: Ryūka no Jutsu!"
   Ogień był znacznie większy, niż ten, który stworzył Uchiha podczas naszej walki w Dolinie Końca. I bardziej niszczycielski, gdyż po prawie całkowitym otoczeniu Bijū, ten musiał się cofnąć, wrzeszcząc mniej zrozumiałem dźwięki.
   - "Dobra technika, ale nie zda się na dłuższą metę" - przekazał mi telepatycznie Kurama. - Musisz użyć czegoś lepszego!
   Skrzywiłem się lekko z powodu jego wrzasku, ale nie miałem do niego o to pretensji. W końcu przynajmniej na chwilę wydostał się na zewnątrz.
   - "Przekażę ci teraz pewną technikę."

   - Hashirama! - krzyknął czarnowłosy mężczyzna stojący na ogromnym, dziewięcioogoniastym lisie, a następnie złożył pieczęć Uma, nabierając powietrza. - Katon: Gōka Mekkyaku!

   - Katon: Gōka Mekkyaku! - krzyknąłem zaraz po tym, jak wchłonąłem jednego z dwóch klonów, które pozostawiłem na brzegu. Zza pleców Nanabi dotarł do nas identyczny krzyk.
   Dwie fale ognia zderzyły się ze sobą, spalając siebie nawzajem. Warknąłem, ponownie składając pieczęć i celując trochę na prawo.
   - Cholera, gaki wygrała - usłyszałem warknięcie Kitsune.
   Fū pod postacią Bijū zrobiła kilka bezsensownych ruchów, a następnie natarła na nas od góry.
   - Chōōdama Rasengan! - krzyknął klon, uderzając w plecy dziewczyny, gdy została zatrzymana przez ogony Kurama'y.
   Nanabi wrzasnęła, odlatując od nas. Zatrzymała się nad wodospadem, przygotowując ogromną, czarną kulę.
   Uśmiechnąłem się drapieżnie, wiedząc do czego zmierza. Przygotowałem się, pewny zwycięstwa w nadchodzących sekundach, po czym zamarłem, odwracając się w stronę brzegu. Nie spuszczałem oczu z przerażonej twarzy Ino.
   - Kurama.
   - Co?
   - Nie unikaj tego.
   - Oszalałeś?! - warknął, odwracając głowę w tym samym kierunku, co ja. - Kuso.
   - No właśnie.
   - Nie poddawaj się - warknął, znów spoglądając na wytwarzaną przez Fū Bijūdama'ę. - By tego użyć, będziesz musiał wyłączyć Susanoo. Zwie się Kamui. Użyj tego tylko wtedy, gdy przebiję się przez nasz pancerz.
   Nanabi połknęła kulę, po czym wypuścił ogromny promień energii. Kitsune w odpowiedzi ustawił się do niej tyłem, splatając ze sobą swoje ogony, które zaczęły przypominać pewnego rodzaju tarczę. Promień zderzył się z przeszkodą, powodując na niej pęknięcia.
   - Uciekajcie! - wrzasnąłem w stronę przyjaciół, którzy bez szemrania, chodź dalej zszokowani wzięli rannych towarzyszy i uciekli.
   - Nigdzie się nie ruszam! - usłyszałem krzyk Akame. Warknąłem cicho pod nosem. - Nie idę, dopóki nie obiecasz, że nic ci nie będzie!
   Mięśnie spięły się, a w głowie przez chwilę zapanowała pustka. A następnie wybuchnąłem gromkim śmiechem, nie przejmując się pękającymi ogonami.
   - Obiecuję! - odkrzyknąłem. - Taka jest moja droga ninja!
   Akame uśmiechnęła się szczerze, a następnie zniknęła wgłębi lasu.
   - Kurama, dasz radę dostać się w pobliże jej głowy?
   - Że niby ja nie dam rady, gaki?! - warknął, odskakując w bok. Promień uderzył w plażę, w miejscu, w którym wcześniej stali moi towarzysze.
   Kitsune warknął, gdy jedna z tylnych łap pękła w okolicach kolana, lecz zignorował to, zataczając łuk, a następnie wskakując na klif.
   W tej samej chwili wytworzyłem w dłoni Rasengan'a, który od razu przyjął formę Shuriken'a.
   - Długo jeszcze?
   - Ruszaj - poprosiłem, skupiając moc Sharingan'a w Rasenshuriken'ie, którego ostrza zapłonęły płomieniami Amaterasu.
   Na moment przed całkowitym otoczeniem kuli przez płomienie, Nanabi zaatakowała, posyłając w naszą stronę niezliczoną ilość promieni przepełnionych czystą, demoniczną chakra'ą. Kurama z niesamowitą prędkością ominął wszystkie, już po chwili znajdując się na jej torsie z zębiskami wgryzionymi w okolicach głowy.
   - Fūton: Kuro harikēn no Rasenshuriken! - krzyknąłem, wylatując z czaszki Susanoo, które, niczym na zawołanie, zniknęło.
   Technika uderzyła prosto pomiędzy oczy owada, znikając.
    Przegrałem?
   Siła rozpędu, z jaką się wybiłem, spowodowała, że uderzyłem dłonią w miejsce, w którym znajdować się powinna moja nowa technika.
   Nastąpił wybuch, a ja straciłem przytomność.

Mitsuketa - Mam cię
Aite - partnerze
Dōi - zgadzam się, ok, dobra, cokolwiek
Kurama no Susanoo - Susanoo Kurama'y
Uwolnienie wiatru: Czarny huragan spiralnego schuriken'a - te no oznacza moją rozkminkę czy będzie, czy jednak nie. Zapewne po ukończeniu studiów nad językiem wejdę na bloga i powiem do siebie te słowa: Kami-sama, watashi ga bakadatta! ;)


Co tak mało komentarzy pod ostatnim rozdziałem?!
Chcecie znów półrocznej przerwy, bo zabraknie mi motywacji?! :D

2 komentarze:

  1. Jeju ta walka jest zajebista! Z wielu fanficków które czytałam ta walka należy do najlepszych. Fajnie z tym susano wymyśliłeś. Gdzieś napisałeś "bark" zamiast "brak". Czekam na next.
    Domi.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ooooo Panieeeeeeeee, boskooooooo. Zajebiście, cudownie itp. itd. cieżko określić mi tą walke, proszę szybciutko next notke bo mnie to kręci!!! :D xD

    Shinji

    OdpowiedzUsuń

Klawiatura nie gryzie - zmotywuj mnie ;)