Yaruki I
- Przeszukać każdy pokój, bez wyjątku! - krzyknąłem, przebiegając pomiędzy resztkami sił Konohy w cywilnym schronie. Zatrzymałem się, nawet nie drgając. Skręciłem w prawo, podbiegając do przygniecionej przez zawalony sufit kobiety. Uklęknąłem przy niej, kładąc rękę na ramieniu. - Proszę się uspokoić, pomogę pani - powiedziałem, wstając. Stworzyłem klona, samemu łapiąc Konoszankę pod ramionami. Gdy moja replika podniosła belkę, odsunąłem ocalałą jak najdalej, znów przyklękając przy jej boku. - Proszę to wypić. Pachnie krwią, ale uleczy wszystko.
- Naruto... - wycharczał Sarutobi, spoglądając na mnie ze spokojem. - Ile ludzi przeżyło?
- Wszy... - zacząłem, lecz przerwałem pod bacznym wzrokiem Hokage. Nastąpiła chwila ciszy. - Około trzech tysięcy.
- Możecie się zamknąć?! - warknąłem, uderzając pięścią w stół, przerywając tym samym obrady starszyzny i pozostałych głów klanów. - Hokage ledwo przeżył, leży otruty, Konoha została zniszczona, przeżyło około 2% ludności, a wy kłócicie się o władzę?! - krzyczałem owładnięty wściekłością. - Do jasnej cholery, musimy zadbać o ocalałych, to powinno być naszym priorytetem! - skończyłem, rozglądając się po wnętrzu namiotu i osób w nim przebywającym.
- Co proponujesz? - zapytał Hiashi po chwili ciszy.
- Jestem Głową klanu Uzumaki. Mój kuzyn włada Amegakure, poproszę go pomoc. Zrobi to z przyjemnością. Zanim to zrobię, potrzebuję spis wszystkiego, co będzie nam potrzebne. Jakie leki, ile, żywność, materiały na odbudowę, dokładnie wszystko - powiedziałem, siadając już uspokojony.
- Z listą leków nie będzie większego problemu - usłyszałem kobiecy głos zza moich pleców. Odwróciłem się zdziwiony. - Witaj Naruto. Jiraya nie kłamał, jesteś naprawdę niesamowitym dzieciakiem.
- Ludzie narzekają na brak czystej wody, część ludzi pochorowała się od tej z lasu - przedstawił mi Hiashi, gdy spacerowaliśmy po gruzach wieży Hokage. Zatrzymałem się.
- Tu od wielu lat stała budowla, na którą wiele ludzi spoglądało z podziwem i dumą - powiedziałem, spoglądając z delikatnym uśmiechem. Złożyłem kilka pieczęci. - Doton - zacząłem, uderzając w ziemię, która rozstąpiła się, tworząc prostokątny dół. - Mokuton - kontynuowałem, tworząc na ścianach i podłodze basenu nieprzemakalny materiał. - Suiton - zakończyłem, zalewając całość czystą wodą.
- Jak...? - chciał zapytać brunet.
- Czego jeszcze potrzeba ludziom?
- Mokuton! - krzyknąłem, tworząc mały las przede mną. Przerwałem pieczęć, wzdychając głęboko.
- Dzięki, Naruto - powiedział mężczyzna, kładąc swoją dłoń na moim ramieniu. Uśmiechnąłem się, odwracając głowę w jego stronę.
- Jestem tu po to, żeby pomagać - powiedziałem, biorąc głęboki wdech.
- Naruto! - usłyszałem znajomy krzyk. Odwróciłem się zdziwiony, zaraz jednak na mojej twarzy znów pojawił się uśmiech.
- Nareszcie dotarłeś, Nagato!
- Więc robicie to bezinteresownie? - dopytywał ostatni męski przedstawiciel starszyzny.
- Tak, na miłość boską, robimy to bezinteresownie! - wybuchnęła Konan, wstając z krzesła.
- Konan, proszę. Uspokój się. Złością niczemu nie pomożesz - uspokajał Nagato. - Myślę jednak, że wszystko już wyjaśniliśmy i możemy wyjść, by pomóc w odbudowie? - zapytał, również wstając.
- Nie - zaprzeczyłem. Zebrane Głowy klanów spojrzały na mnie pytająco. - Jest coś, co razem uzgodniliśmy. Chciałbym, żebyście przy tym byli, Nagato, Konan - spojrzałem na nich znacząco. - Zaczynam więc główny temat, dla którego się tu zebraliśmy, a mianowicie, zdegradowanie aktualnej starszyzny.
- Więc? - zapytał Hiashi, wstając ze swojego miejsca. - Minęły trzy dni. Nie oszukujmy się, potrzebujemy nowej rady - zaczął, miejmy nadzieję, ostatni temat.
- Ja też...
- Odkryto nowy tunel! - krzyknęła kobieta, która wbiegła do namiotu. - Są tam ludzie potrzebujący pomocy!
- Wynik końcowy? - zapytał Inuzuka, odnaleziony dzień wcześniej w tunelach.
- Przekopaliśmy cały schron. Przeżyło łącznie 6% populacji, z czego 4% to Shinobi. Daje nam to około dziewięć tysięcy - odpowiedziałem.
- Nie jesteś zadowolony - zauważył. Westchnąłem.
- Wszystko pięknie, ale... Dlaczego nie przynajmniej 20%? No, albo te 10... Chikusho, tak dużo ludzi zginęło w ciągu tych dwunastu dni... - warknąłem, chwytając się za pierś.
- Nie tylko ty tego chcesz. Cieszmy się tym, co mamy...
- Nie wiem, czy powinniśmy się tak opychać w trakcie odbudowy - powiedziałem, szturchając swoją porcję grillowanego mięsa.
- Musi pan odpocząć, Naruto-sama, i nabrać energii. Wspomógł pan już nas aż nadto - powiedziała kobieta, która przyniosła nam nieprzygotowane jeszcze mięso.
- W pełni się z nią zgadzam - powiedział Schikamaru. - W ciągu tych trzech tygodni naprawdę sporo zrobiłeś.
- Najwięcej napracowało się zebranie Głów klanów - zauważyłem, pochłaniając karkówkę.
- Do którego należysz i zostałeś mianowany przewodniczącym. Nie zdziwiłbym się, gdyby mianowali cię kolejnym Hokage - stwierdził Neji. Spojrzałem na niego ostro, po czym wstałem. - Słuchaj, wiem, że nie możesz pogodzić się z jego śmiercią, ale...
- To moja wina, że nie żyje. Chikusho, mogłem sprawdzić te probówki, żyłby - warknąłem, wychodząc z jednego z dziesiątek gotowych już budynków. - Do później.
- Hokage, hę? - zapytałem sam siebie, przechadzając się gotową ulicą główną. Handel powoli kwitł na nowo, pojawili się kupcy z innych wiosek, a pozostali Kage podpisali niedawno dokumenty związane z pomocą dla Konoha w obliczu nowego wroga. - Niedługo szczyt. Chyba serio będę musiał się na niego wybrać. Bez żartów, jestem na to za młody...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Klawiatura nie gryzie - zmotywuj mnie ;)