Happy End
Schyliłem się unikając lecącego w moim kierunku kunai, a następnie wyskoczyłem z mojej kryjówki podnosząc ręce do góry.
- Jak na dwa tygodnia ćwiczeń, całkiem nieźle ci idzie, Kyo-chan! - zaśmiałem się.
- Tobie też, Naruto - odpowiedziała z łagodnym uśmiechem, który wprawił w ruch moje serce. - Ale dalej jesteś słaby - dodała wystawiając w moim kierunku język. Brew podniosła mi się do góry, a po chwili pojawiłem się za czarnowłosą.
- Kto, jak kto, ale to ty tu jesteś słabsza - powiedziałem, by po chwili... zacząć ją łaskotać i opaść z nią na ziemie turlając się razem po niej.
- Naruto przestań! - krzyczała śmiejąc się przez łzy.
Szedłem korytarzem w pałacu Mizukage kierując się do jej gabinetu. Dotarłem do niego po kilku minutach, więc zapukałem.
- Wejść - usłyszałem znajomy głos. Skierowałem swą dłoń na klamkę, a następnie otworzyłem drzwi. Na swoim stałym miejscu siedziała kasztanowo-włosa kobieta.
- Witaj, Mei-chan - przywitałem się z uśmiechem na ustach.
- Ohayo, Naruto - przywitała się ze mną osoba, z którą byłem dość blisko. - Nie będę owijała w bawełnę. Od miesiąca walczę z starszyzną, by podnieść rangę pewnego ucznia akademii od razu do elitarnej grupy ANBU. Wczoraj mi się to udało - ucichła i zamknęła oczy, by po chwili znów je otworzyć i uśmiechnąć się do mnie. - Namikaze Naruto, od dziś jesteś pełnoprawnym członkiem ANBU. Wraz z starszyzną pozytywnie rozpatrzyliśmy wniosek jednego z tej elitarnej jednostki!
- Namikaze Naruto - powiedział starszy mężczyzna mający ponad 70 lat należący do starszyzny wioski. - Od dziś jesteś członkiem ANBU, tym samym musisz zerwać wszelkie kontakty z ludźmi zewnątrz! Taki jest warunek.
- Kyoko, Oruga, Aiko - przywitałem się skinięciem głowy. Cała trójka usiadła na pniaku, a ja stałem nie wiedząc co powiedzieć. - Nie wiem, jak mam to powiedzieć, ale... Cholera, po prostu muszę zerwać łączące nas więzi, jasne?
- Co? - zapytał Aiko nie rozumiejąc o co chodzi. - Stary, co ty pieprzysz?
- Nie jesteśmy już przyjaciółmi. Udawajcie, że nie znaliście ani mnie, ani nikogo o takim imieniu - rzekłem kierując swe kroki w stronę wyjścia z lasu.
- Kurwa, Naruto, o co ci do kurwy nędzy chodzi!? - krzyknął blondyn chwytając mnie za ramie. W odpowiedzi chwyciłem za jego nadgarstek wykręcając go i przykładając do drzewa. Wyciągnąłem kuani i wbiłem go w jego dłoń przytwierdzając do konaru. Krzyknął chwytając moją rękę i wyciągnąć ostrze.
- Jesteście słabymi i nędznymi robakami. Nie interesuje mnie taka znajomość, więc kończę z wami - szepnąłem, po czym wbiłem drugi kunai w stopę Aiko. Krzyczał i jęczał próbując je wyciągnąć, w czym pomogły mu dziewczyny, ale ja zdążyłem już odejść.
- Nienawidzę cię - usłyszałem, mimo odległości, cichy szept czarnowłosej.
- Nie starasz się, Tora(z jap. tygrys)! - wykrzyknął w moim kierunku dowódca oddziału pod maską Kaeru(z jap. żaba). Odbiłem się od ściany, by naprzeć na niego swoją służbową kataną, a następnie odepchnąłem go, żeby złożyć odpowiednie pieczęci.
- Fuuton: Tatsumaki no jutsu! - wypowiedziałem, a przede mną zaczęło tworzyć się dość małe tornado, które zaczęło kierować się w stronę mojego przełożonego. Uniknął go bez problemu, ale w między czasie ja użyłem kuli ognia, w której się schowałem. Gdy byłem całkiem blisko niego, wyskoczyłem z płomieni napierając na niego kataną. Siłowaliśmy się tak, dopóki moja technika nas nie dogoniła. Stanąłem w jednym miejscu zatrzymując kulę. Rozdzieliłem ją na pięć kawałków, a następnie wyskoczyłem z niej tworząc klona. Razem napieraliśmy na Kaeru, dopóki ten nie znalazł się pięć metrów przed ścianą. Tuż przy niej pojawił się moja technika z ognia, zatrzymując się. To samo stało się po naszej lewej, prawej, za mną i nad nami. Teraz nasza trójka stała w sześcianie, w którym tylko podstawa nie była żywiołem ognia.
- Nie cierpię, gdy używasz tej techniki! Zawsze daję się złapać, mimo, że wiem co chcesz zrobić - zdenerwował się dowódca, ku mojemu rozbawieniu.
- Nie moja wina, że używasz Rai(błyskawica), która nie pokona Ho(ogień). Zacznij trenować Mizu - powiedziałem. Ile razu mu to powtarzałem?
- Ale Mizu...
- Może być przedłużeniem twoich technik Rai, a Shinobi z naszego kraju powinni znać przynajmniej podstawowe techniki Suiton! - zirytowałem się. Doprawdy, czy ten facet na prawdę jest taki odporny na te słowa?!
Biegliśmy przez korytarz kryjówki Orochimaru uciekając przed Deidarą i Sasorim. W każdym razie, to mój oddział biegł pozbawiony naszego Kuma(z jap. niedźwiedź). Mnie niósł Kaeru, gdyż byłem zmęczony walką z tym wężem.
- Wybaczcie - szepnąłem ledwo dychając. Rana w brzuchu po mieczu Kusanagi była bardzo uciążliwa, a leczenie Kuramy opóźniało się z powodu trucizny nałożonej na miecz.
- Nie masz za co przepraszać. To ja miałem nauczyć się korzystać z Suitona. Kuso! Dlaczego wcześniej cię nie posłuchałem - zawył dowódca. Nagle nastąpił wybuch. Nas odrzuciło do przodu, a nasi towarzysze...
- Neko(z jap. kot)! Ahiru(z jap. kaczka)! - krzyknąłem.
- Nic nam nie będzie, lećcie dalej! - odkrzyknęła zastępczyni Kaeru, Neko. Wyczułem jednak, że Ahiru prawdopodobnie pozbawiony jest nogi i ręki.
- Kuso! - krzyknąłem, jednak dowódca wierząc w słowa swojej zastępczyni pobiegł dalej. Usłyszeliśmy krzyki i wybuchy, a następnie zapanowała cisza przerywana naszymi oddechami i krokami. Po kilku minutach udało nam się wybiec wprost do gęstego lasu. Przebiegliśmy jakieś dwieście metrów i zatrzymaliśmy wyciszając naszą chakrę jak najlepiej umieliśmy.
- Kuso - szepnął kapitan. - W każdej chwili mogą nas dorwać, a przeze mnie zginęła Neko, Ahiru i Kuma...
- Do cholery, Seiji! To nie twoja wina! To ja biorę za to odpowiedzialność - warknąłem. - Byłem zbyt pewny siebie, zaskoczyli mnie i zabili Kuma!
- To nie moja wina... - powtórzył. - W tym sęk, że moja! Przeceniłem nas! Odbyliśmy parę treningów i już uważaliśmy siebie za wszechpotężnych!
- Tyle, że w dokumentach nic nie było o Akatsuki, więc nie wiedziałeś! Gdyby był sam Oroś, dalibyśmy radę z palcem w dupie, ale się wtrącili! - znów warknąłem odwracając głowę w kierunku kryjówki przeciwnika. - Więc powtarzam ci po raz setny... - zacząłem, ale nagle coś na mnie trysnęło. Spojrzałem na Kaeru, który wbił w swoje serce katanę.
- To moja wina i muszę to odpokuto... - mówił ściszając głos, lecz nie dokończył. Jego ciało opadło na ziemię, a krew sączyła się zalewając kolejne centymetry trawy.
- Seiji...
Stałem naprzeciw starszyzny. Prosto, jednak z nikłą pewnością siebie. Ponury.
- Namikaze Naruto - rzekł oficjalnym tonem znany mi już starszy mężczyzna. - Z powodu opuszczenia swojej drużyny w czasie ważnej misji twoja ranga zostaje cofnięta do Jounina, a wynagrodzenie całkowicie odcięte. Dodatkowo wraz z dniem dzisiejszym nałożona będzie na ciebie pieczęć ograniczająca używanie chakry, z tą ulgą iż teren poza wioską jest dla ciebie stale otwarty z ograniczeniem do pięciu kilometrów, a by wykonać jakąkolwiek misję będziesz musiał przeznaczyć pieniądze na rzecz wspólnoty. Czy zgadzasz się na te warunki?
- Jeśli można - powiedziałem kłaniając się nisko. - Z informacji wyczytanych przeze mnie z biblioteki ANBU, nasze stosunki z Konoha-Gakure i Suna-Gakure no Sato są dość napięte. Dlatego prosiłbym o usunięcie warunku mówiącej o pieczęci, by móc wykonywać misje szpiegowskie, bądź dywersyjne bez uzyskania pensji za ich wykonanie, oraz bym w tym czasie działał samotnie. Proszę o to, gdyż ze wszystkich oddziałów ANBU moje umiejętności dywersyjne i szpiegowskie były na bardzo wysokim poziomie, a niektórzy twierdzili również, że mógłbym dzięki nim konkurować z Kage - rzekłem poważnie. Rada pokiwała głową w geście zrozumienia, wymieniła ze sobą parę słów, a następnie spojrzała na mnie przychylnie.
- Zgadzam się na twój warunek, Namikaze Naruto. Możesz odejść.
Kolejne tygodnie spędziłem na szpiegowaniu i przechwytywaniu ważnych informacji. Starszyzna zaczęła mnie cenić i wysłała mnie na coraz bardziej wymagające misje, które wykonywałem wzorowo. Po niecałych dwóch miesiącach zrezygnowano jednak z moich umiejętności, gdyż nastał czas pokoju, bez konfliktów. Wszystkie pięć nacji zawarło ze sobą pakt o nieagresję, prawa handlowe, tudzież sojusze. W końcu stałem się nieprzydatny, więc zatrudniłem się w spożywczaku. Moja ranga mi to ułatwiła. Po tygodniu pracy w sklepie zostałem wezwany do biura Mizukage. Zdziwiłem się. Myślałem nawet, że mają dla mnie jakąś misję szpiegowską, ale szybko wyrzuciłem to z głowy. Zawsze spotykaliśmy się wtedy w piwnicy spichlerza.
Do gabinetu dotarłem po godzinie. Zapukałem, po czym wszedłem.
- Ah, Naru-chan - przywitała się ze mną Mei.
- Witaj, Mei-chan - uśmiechnąłem się. - Co masz dla mnie?
- Wiesz, ostatnio zgłosiła się do mnie pewna mała dziewczynka... - zaczęła powoli. - Nazywa się...
W tej chwili spod biurka wyskoczyła sześcioletnie dziewczynka o czarnych włosach i czerwonych oczach z pionową źrenicą.
- Jestem Miki Namiakze! Ohayo Ani-chan!
- Kuso - szepnął kapitan. - W każdej chwili mogą nas dorwać, a przeze mnie zginęła Neko, Ahiru i Kuma...
- Do cholery, Seiji! To nie twoja wina! To ja biorę za to odpowiedzialność - warknąłem. - Byłem zbyt pewny siebie, zaskoczyli mnie i zabili Kuma!
- To nie moja wina... - powtórzył. - W tym sęk, że moja! Przeceniłem nas! Odbyliśmy parę treningów i już uważaliśmy siebie za wszechpotężnych!
- Tyle, że w dokumentach nic nie było o Akatsuki, więc nie wiedziałeś! Gdyby był sam Oroś, dalibyśmy radę z palcem w dupie, ale się wtrącili! - znów warknąłem odwracając głowę w kierunku kryjówki przeciwnika. - Więc powtarzam ci po raz setny... - zacząłem, ale nagle coś na mnie trysnęło. Spojrzałem na Kaeru, który wbił w swoje serce katanę.
- To moja wina i muszę to odpokuto... - mówił ściszając głos, lecz nie dokończył. Jego ciało opadło na ziemię, a krew sączyła się zalewając kolejne centymetry trawy.
- Seiji...
Stałem naprzeciw starszyzny. Prosto, jednak z nikłą pewnością siebie. Ponury.
- Namikaze Naruto - rzekł oficjalnym tonem znany mi już starszy mężczyzna. - Z powodu opuszczenia swojej drużyny w czasie ważnej misji twoja ranga zostaje cofnięta do Jounina, a wynagrodzenie całkowicie odcięte. Dodatkowo wraz z dniem dzisiejszym nałożona będzie na ciebie pieczęć ograniczająca używanie chakry, z tą ulgą iż teren poza wioską jest dla ciebie stale otwarty z ograniczeniem do pięciu kilometrów, a by wykonać jakąkolwiek misję będziesz musiał przeznaczyć pieniądze na rzecz wspólnoty. Czy zgadzasz się na te warunki?
- Jeśli można - powiedziałem kłaniając się nisko. - Z informacji wyczytanych przeze mnie z biblioteki ANBU, nasze stosunki z Konoha-Gakure i Suna-Gakure no Sato są dość napięte. Dlatego prosiłbym o usunięcie warunku mówiącej o pieczęci, by móc wykonywać misje szpiegowskie, bądź dywersyjne bez uzyskania pensji za ich wykonanie, oraz bym w tym czasie działał samotnie. Proszę o to, gdyż ze wszystkich oddziałów ANBU moje umiejętności dywersyjne i szpiegowskie były na bardzo wysokim poziomie, a niektórzy twierdzili również, że mógłbym dzięki nim konkurować z Kage - rzekłem poważnie. Rada pokiwała głową w geście zrozumienia, wymieniła ze sobą parę słów, a następnie spojrzała na mnie przychylnie.
- Zgadzam się na twój warunek, Namikaze Naruto. Możesz odejść.
Kolejne tygodnie spędziłem na szpiegowaniu i przechwytywaniu ważnych informacji. Starszyzna zaczęła mnie cenić i wysłała mnie na coraz bardziej wymagające misje, które wykonywałem wzorowo. Po niecałych dwóch miesiącach zrezygnowano jednak z moich umiejętności, gdyż nastał czas pokoju, bez konfliktów. Wszystkie pięć nacji zawarło ze sobą pakt o nieagresję, prawa handlowe, tudzież sojusze. W końcu stałem się nieprzydatny, więc zatrudniłem się w spożywczaku. Moja ranga mi to ułatwiła. Po tygodniu pracy w sklepie zostałem wezwany do biura Mizukage. Zdziwiłem się. Myślałem nawet, że mają dla mnie jakąś misję szpiegowską, ale szybko wyrzuciłem to z głowy. Zawsze spotykaliśmy się wtedy w piwnicy spichlerza.
Do gabinetu dotarłem po godzinie. Zapukałem, po czym wszedłem.
- Ah, Naru-chan - przywitała się ze mną Mei.
- Witaj, Mei-chan - uśmiechnąłem się. - Co masz dla mnie?
- Wiesz, ostatnio zgłosiła się do mnie pewna mała dziewczynka... - zaczęła powoli. - Nazywa się...
W tej chwili spod biurka wyskoczyła sześcioletnie dziewczynka o czarnych włosach i czerwonych oczach z pionową źrenicą.
- Jestem Miki Namiakze! Ohayo Ani-chan!
C.D.N.
Pierwszy One Shot za mną :D I tu kofstein mogę cię zaskoczyć, bo prawdopodobnie będą też one podchodził pod czas Akademii :p Napisane z dedykacją dla ciebie ^^
Dzięki za dedykację. Miło wiedzieć, że jeszcze można będzie się dowiedzieć co Naruto odwalał w akademii.
OdpowiedzUsuńOne-shot fajny, dowiedziałem się chociaż, jak Naru sobie zasrał misję.
Czekam na następne notki na obu blogach.
Fajne ;)
OdpowiedzUsuńOne-shot bardzo mi się podobał i wgl
Super był ^^
(Sorki za krótki kom, nie mam weny, heh.)
Pozdrawiam ;**