Rozdział III
- To twoja wina, Naruto. To przez ciebie nie żyje...
- I? - zapytał nadzorca więzienia, siadając na krześle tuż obok mojego. - Co z nim?
- Dalej żyje, jeśli o to pan pyta - powiedziałem, nie przestając monitorować ekranu i obrazów na nim się wyświetlających. - Jego mózg pobiera energię z jego źródła chakry, a on sam wpadł w pętle snów przez niego wytworzonych. Jeszcze nigdy nie spotkałem się z takim zjawiskiem - wyszeptałem, odchylając się lekko na krześle. - To wygląda, jakby jego mózg chciał go pocieszyć, pokazując szczęśliwe zakończenie, ale jego... Nie wiem, jak to nazwać, naczelniku. Dusza? Doświadczenie? Poczucie winy? Żal? Nie wiem. Ale przyjemny sen zamienia w koszmar. Bardzo często są różne, ale jest kilka stałych. Zawsze kończy się na tym, że ten sam rudowłosy mężczyzna ginie, Uzumaki'emu towarzyszy Itachi Uchiha i podróżują do niebieskowłosej kobiety o imieniu Konan, która chyba rodzi mu dzieciaka, ale umiera razem z nim. Mordercą zawsze jest ten rudy - wyjaśniłem, powracając do poprzedniej pozycji.
- Zaprawdę, nic się nie zmienił. Tak samo nieprzewidywalny, jak kiedyś - zaśmiał się naczelnik, zanim opuścił pomieszczenie.
- Masz ognia? - zapytałem, przysiadając się do Itachi'ego. Obóz, w którym go znalazłem, postawiono niedawno, co widać było, m. in. po braku jakiegokolwiek postawionego namiotu. Rzucił mi swoją zapalniczkę, którą złapałem, a następnie sięgnąłem ręką do torby, którą ukradłem jednemu ze strażników więzienia. Wydostałem z niej jakieś fajki, a następnie włożyłem jedną do ust, odpalając. Odrzuciłem, chwytając przedmiot w ustach pomiędzy dwa palce.
- Co teraz zrobisz? - zapytał brunet, chowając swoją własność.
- Znajdę Konan - odpowiedziałem, wzdychając ciężko, gdy papieros nie znajdował się w moich ustach. Mój towarzysz spojrzał na mnie zmieszanym wzrokiem.
- Naruto, ona... - zaczął powoli.
- Żyje - przerwałem mu. - Nie tu, ale w świecie dusz.
- Hejka, Shiro! - krzyknąłem, wchodząc do pomieszczenia z dwoma kubkami kawy. - Dzień zapowiada się - Położyłem kubek na jego biurku, lecz spostrzegłem brak jakiejkolwiek reakcji. Spojrzałem na jego twarz. - Śpisz? - zapytałem, szturchając go w ramię. Jego ciało osunęło się w bok, a z ust wypadł język. - Shiro!
- Pomóc ci? - zapytał posiadacz Sharingan'a, oferując swoje ramię. Z wdzięcznością przyjąłem pomoc.
- Zaraz będę musiał odpocząć, lata bezruchu nie służyły moim mięśniom - stwierdziłem, twardo patrząc przed siebie.
- Czemu nie wspomożesz ich chakrą? - zaproponował czarnooki. Pokręciłem głową, na znak protestu.
- Nagato mnie załatwił. Na całym ciele mam więcej pieczęci, niż jest ludzi w Konoha. To cud, że wtedy mówiłem i mogłem chodzić.
- Po co chcesz się zatrzymać? - zapytał Itachi, gdy jego ludzie wyprzedzili nas o około dwadzieścia metrów.
- Muszę pobawić się tymi pieczęciami. Albo nałożyć nową.
- Nie załatwisz się jeszcze bardziej?
- Fajnie by było, ale nie.
- Tu jesteś, Uzumaki.
- I? - zapytał nadzorca więzienia, siadając na krześle tuż obok mojego. - Co z nim?
- Dalej żyje, jeśli o to pan pyta - powiedziałem, nie przestając monitorować ekranu i obrazów na nim się wyświetlających. - Jego mózg pobiera energię z jego źródła chakry, a on sam wpadł w pętle snów przez niego wytworzonych. Jeszcze nigdy nie spotkałem się z takim zjawiskiem - wyszeptałem, odchylając się lekko na krześle. - To wygląda, jakby jego mózg chciał go pocieszyć, pokazując szczęśliwe zakończenie, ale jego... Nie wiem, jak to nazwać, naczelniku. Dusza? Doświadczenie? Poczucie winy? Żal? Nie wiem. Ale przyjemny sen zamienia w koszmar. Bardzo często są różne, ale jest kilka stałych. Zawsze kończy się na tym, że ten sam rudowłosy mężczyzna ginie, Uzumaki'emu towarzyszy Itachi Uchiha i podróżują do niebieskowłosej kobiety o imieniu Konan, która chyba rodzi mu dzieciaka, ale umiera razem z nim. Mordercą zawsze jest ten rudy - wyjaśniłem, powracając do poprzedniej pozycji.
- Zaprawdę, nic się nie zmienił. Tak samo nieprzewidywalny, jak kiedyś - zaśmiał się naczelnik, zanim opuścił pomieszczenie.
- Masz ognia? - zapytałem, przysiadając się do Itachi'ego. Obóz, w którym go znalazłem, postawiono niedawno, co widać było, m. in. po braku jakiegokolwiek postawionego namiotu. Rzucił mi swoją zapalniczkę, którą złapałem, a następnie sięgnąłem ręką do torby, którą ukradłem jednemu ze strażników więzienia. Wydostałem z niej jakieś fajki, a następnie włożyłem jedną do ust, odpalając. Odrzuciłem, chwytając przedmiot w ustach pomiędzy dwa palce.
- Co teraz zrobisz? - zapytał brunet, chowając swoją własność.
- Znajdę Konan - odpowiedziałem, wzdychając ciężko, gdy papieros nie znajdował się w moich ustach. Mój towarzysz spojrzał na mnie zmieszanym wzrokiem.
- Naruto, ona... - zaczął powoli.
- Żyje - przerwałem mu. - Nie tu, ale w świecie dusz.
- Hejka, Shiro! - krzyknąłem, wchodząc do pomieszczenia z dwoma kubkami kawy. - Dzień zapowiada się - Położyłem kubek na jego biurku, lecz spostrzegłem brak jakiejkolwiek reakcji. Spojrzałem na jego twarz. - Śpisz? - zapytałem, szturchając go w ramię. Jego ciało osunęło się w bok, a z ust wypadł język. - Shiro!
- Pomóc ci? - zapytał posiadacz Sharingan'a, oferując swoje ramię. Z wdzięcznością przyjąłem pomoc.
- Zaraz będę musiał odpocząć, lata bezruchu nie służyły moim mięśniom - stwierdziłem, twardo patrząc przed siebie.
- Czemu nie wspomożesz ich chakrą? - zaproponował czarnooki. Pokręciłem głową, na znak protestu.
- Nagato mnie załatwił. Na całym ciele mam więcej pieczęci, niż jest ludzi w Konoha. To cud, że wtedy mówiłem i mogłem chodzić.
- Po co chcesz się zatrzymać? - zapytał Itachi, gdy jego ludzie wyprzedzili nas o około dwadzieścia metrów.
- Muszę pobawić się tymi pieczęciami. Albo nałożyć nową.
- Nie załatwisz się jeszcze bardziej?
- Fajnie by było, ale nie.
- Tu jesteś, Uzumaki.
~~~~)(~~~~
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Klawiatura nie gryzie - zmotywuj mnie ;)